Trump nie chce zakończenia wojny w Jemenie

Zgadzam się z Berniem Sandersem, że w tej chwili Jemeńczycy pilnie potrzebują pomocy humanitarnej, a nie bomb.

Wetując rezolucję Kongresu nakazującą wstrzymanie amerykańskiego wsparcia dla Arabii Saudyjskiej w jemeńskim konflikcie, Donald Trump staje po stronie wojny. Twierdzi, że rezolucja jest „niepotrzebną i niebezpieczną” próbą osłabienia jego konstytucyjnych uprawnień, co zagraża życiu amerykańskich obywateli i żołnierzy. Czyżby? Decyzja jest polityczna – Trump pokazuje, kto tak naprawdę rządzi. Ale ma też wymiar międzynarodowy – po raz kolejny utwierdza Saudów, że Biały Dom jest po ich stronie i w Jemenie mogą robić, co chcą.

Nie zgadza się z tym nawet część republikańskich senatorów, którzy w marcu poparli rezolucję (w kontrolowanej przez demokratów Izbie Reprezentantów przegłosowano ją w kwietniu). W Kongresie narasta opór wobec bezwarunkowego poparcia Trumpa dla polityki Arabii Saudyjskiej, zwłaszcza po zabójstwie Dżamala Chaszodżdżiego w konsulacie w Stambule. Trump nie tylko relatywizował domniemany udział księcia Muhammada Salmana w tej zbrodni, ale i podważał ustalenia amerykańskich służb. Arabia Saudyjska jest jednym z kluczowych partnerów Ameryki na Bliskim Wschodzie, za pomocą którego równoważy wpływy Iranu na ten region. Trump wszedł więc w buty Obamy, który w 2015 r. podjął decyzję o poparciu operacji przeciwko Huthim w Jemenie.

Rezolucja Kongresu była bezprecedensowa. Po raz pierwszy w historii Kongres wykorzystał nadane mu w 1973 r. uprawnienie ograniczania prezydenckich decyzji o zaangażowaniu amerykańskich żołnierzy w konflikty poza granicami kraju. W tej chwili Ameryka udziela koalicji pod wodzą Arabii Saudyjskiej przede wszystkim wsparcia wywiadowczego. Kilka miesięcy temu zaprzestano pomocy w tankowaniu saudyjskich samolotów. Ale Ameryka sprzedaje Saudom sprzęt wojskowy za miliardy dolarów (tylko w zeszłym roku kontrakty opiewały na 4,5 mld dol.). To realne wsparcie wojny i nie można ukrywać, że jest inaczej.

Ale nie tylko Ameryka pomaga Saudom. Broń sprzedaje im też m.in. Wielka Brytania (od początku kryzysu w Jemenie Arabia Saudyjska kupiła sprzęt za 5 mld dol.) i Francja (niedawno ukazał się raport ujawniający, że do Jemenu trafiają m.in. francuskie czołgi i rakiety naprowadzane laserowo).

Tymczasem to, co dzieje się w Jemenie, to dziś najgorszy kryzys humanitarny na świecie. W ciągu trzech lat zginęło ok. 60 tys. osób (są to bezpośrednie ofiary działań wojennych), dodatkowo z głodu mogło umrzeć aż 85 tys. dzieci do 5 lat (według szacunków Save the Children). Głód jest nieodłącznym elementem tej wojny, szacuje się, że problem dotknął już 8 mln osób, cholerą zaraziło się milion. 24 mln ludzi (niemal każdy) potrzebuje jakiegoś wsparcia, by przeżyć. Od bomb giną pacjenci w szpitalach, dzieci w szkołach. Jemen potrzebuje jedzenia, leków i innej pomocy humanitarnej, ale przede wszystkim pokoju. Problem w tym, że podobnie jak wcześniej Syria Jemen jest na obrzeżu naszej uwagi, a świat w pewnym sensie dał zielone światło Saudom na rozprawienie się z Huthi.

W ciągu czterech lat się nie udało – ile jeszcze musi zginąć ludzi, by zrozumieć, że czas zakończyć tę wojnę?