Zbrodnia doskonała, książę z immunitetem

Książę Mohammed bin Salman może spać spokojnie – właśnie został objęty pełną ochroną przed amerykańskimi sądami, by nie powiedzieć: bezkarnością.

Administracja Joe Bidena zawiadomiła sąd, że następca tronu Arabii Saudyjskiej powinien otrzymać immunitet w sprawie wniesionej przeciw niemu przez narzeczoną zamordowanego dziennikarza „Washington Post” Dżamala Chaszodżdżiego. Prawnicy departamentu sprawiedliwości powołali się na to, że MBS został niedawno premierem – może być objęty immunitetem jako szef zagranicznego rządu. Sprawa wywołuje ogromne poruszenie w demokratycznym świecie.

Dziennikarza w bestialski sposób zamordowało saudyjskie komando agentów specjalnych w konsulacie, gdzie Chaszodżdżi chciał załatwić dokumenty potrzebne do zawarcia małżeństwa. Władze zamiotły sprawę pod dywan, zapewniając, że nie miały z tym nic wspólnego. Niby odbył się jakiś proces oskarżonych o to morderstwo, ale został utajniony, łącznie z nazwiskami skazanych. Według raportu wywiadu USA z lutego 2021 r. to Mohammed bin Salman zatwierdził operację, której celem było schwytanie lub zabicie dziennikarza. Gdyby MBS był zwyczajnym człowiekiem, byłaby duża szansa, by postawić go przed amerykańskim sądem, ale książę zwyczajnym człowiekiem nie jest, a Temida nie ma do końca zasłoniętych oczu. Manewr z immunitetem nie jest zaskoczeniem. Kilka tygodni temu MBS objął funkcję premiera i mówiło się, że chodzi właśnie o to, by mógł skorzystać z tej ochrony. Formalnie przysługuje ona głowie państwa, szefowi rządu lub ministrowi spraw zagranicznych, a żadnej z tych funkcji MBS nie pełnił. Został premierem zaledwie kilka dni przed końcem upływem terminu, jaki sąd dał departamentowi stanu na zajęcie stanowiska w tej sprawie (administracja Bidena prosiła o jego przedłużenie).

Hatice Cengiz, narzeczona Chaszodżdżiego, i założona przez niego waszyngtońska organizacja praw człowieka DAWN wniosły pozew przeciw bin Salmanowi i 28 innym osobom w październiku 2020 r. do Federalnego Sądu Okręgowego w Waszyngtonie. Twierdzą, że zabójcy „porwali, więzili, odurzali, torturowali i zamordowali” Chaszodżdżiego w Stambule, a następnie rozczłonkowali jego ciało. Jego szczątków nigdy nie odnaleziono. Sarah Leah Whitson, dyrektor DAWN, nazwała wniosek o immunitet „szokującym” i „ogromnym ustępstwem” wobec Arabii Saudyjskiej. „To naprawdę więcej niż ironiczne, że prezydent Joe Biden w zasadzie zapewnił Mohammedowi bin Salmanowi bezkarność; to dokładne przeciwieństwo tego, co obiecał zrobić, by pociągnąć do odpowiedzialności zabójców Dżamala Chaszodżdżiego” – komentowała w CNN.

Departament stanu może twierdzić, że ma czyste ręce, bo immunitet MBS przysługuje automatycznie i to decyzja czysto prawna, niemająca nic wspólnego z polityką. Wygodna wymówka.

Joe Biden na pewno znajdzie się teraz pod ostrzałem, zresztą w tej sprawie nie ma chyba czystego sumienia. W lipcu odbył wizytę do Arabii Saudyjskiej, do historii przejdzie jego „żółwik” z MBS. Wiadomo, że była to próba naprawienia stosunków i zabezpieczenia interesów związanych z ropą. Biden źle na tym wyszedł i wizerunkowo, i biznesowo. Wbrew presji USA OPEC+ miesiąc temu zdecydowało o zmniejszeniu wydobycia ropy. Biden grzmiał, że Arabia Saudyjska musi ponieść konsekwencje, a Demokraci wzywali do zamrożenia współpracy, w tym zawieszenia sprzedaży broni. Na grzmotach się skończyło.

Można się oczywiście zastanawiać, na ile „prezydencka klątwa” – w Gabinecie Owalnym każdy przywódca przekonuje się, że w tej roli może mniej, niż wyobrażał to sobie jako kandydat – tłumaczy niemoc wobec MBS. Pod względem prawnym wszystko niby jest w porządku, immunitet księciu się po prostu należał, a niesmak pozostaje. Wszystko wskazuje na to, że winni bestialskiej zbrodni nigdy nie zostaną osądzeni. Można wręcz uznać, że była to zbrodnia doskonała.