37 egzekucji w Arabii Saudyjskiej

Dziś w Arabii Saudyjskiej wykonano karę śmierci na 37 obywatelach za rzekome przestępstwa związane z terroryzmem.

O egzekucjach poinformowała oficjalnie Saudyjska Agencja Prasowa, podkreślając, że mężczyźni zostali straceni „za przyjęcie myślenia terrorystycznego i ekstremistycznego oraz za tworzenie komórek terrorystycznych w celu skorumpowania i destabilizacji bezpieczeństwa”. Jeden ze skazańców został „ukrzyżowany”, co może oznaczać, że po egzekucji jego ciało pozostawiono na widoku publicznym. Wyroki wykonano w kilku miastach saudyjskich, m.in. w Rijadzie, Mekce i Medynie, a także w prowincji zamieszkiwanej przez szyicką mniejszość.

Według „New York Timesa” wielu skazanych było szyitami. Faktem jest, że Arabia Saudyjska od lat zmaga się ze zwolennikami tzw. Państwa Islamskiego. Wczoraj w jednym z miast na północny zachód od Rijadu czterech zamachowców przeprowadziło zamach na budynek miejscowych służb. Do ataku przyznało się ISIS.

Organizacje działające na rzecz praw człowieka od lat zwracają jednak uwagę na brak transparentności w stosowaniu kary śmierci (nie mówiąc oczywiście o sprzeciwie wobec niej samej). W styczniu 2016 r. jednego dnia przeprowadzono jeszcze więcej egzekucji – zabito 47 osób, w tym szejka Nimr al-Nimra, prominentnego przedstawiciela szyitów, co wywołało gwałtowne protesty w Iranie i spowodowało załamanie relacji dyplomatycznych między państwami.

Arabia Saudyjska należy do czołówki państw, jeśli chodzi o liczbę wykonywanych egzekucji. W zeszłym roku zabito 148 osób, w tym roku już 103. To bardzo niepokojące dane, zwłaszcza że od dawna na celowniku władców (głównie księcia Mohammeda bin Salmana) są dysydenci, obrońcy praw człowieka, zamożni krewni, dziennikarze. Często kierowane są wobec nich oskarżenia o „terroryzm”, co ma tu szczególne znaczenie (za nielegalne uznaje się np. kontakty z zagranicznymi dyplomatami czy mediami). Nie jest jasne, co się z nimi stanie.

Zaledwie tydzień temu HRW apelowało o uwolnienie obrońcy praw człowieka Walida Abu al-Khaira, skazanego w 2014 r. na 15 lat więzienia wyłącznie za działania pokojowe (komentarze, tweety piętnujące surowe kary dla krytyków). Przez 15 lat nie będzie mógł podróżować i zapłaci grzywnę w wysokości 200 tys. saudyjskich riali (ok. 53 tys. dol.). Zarzuty? „Dążenie do usunięcia prawowitej władzy”, „szkodzenie porządkowi publicznemu”, „godzenie w reputację królestwa”…

Lista saudyjskich dysydentów przebywających w więzieniach jest długa – są na niej m.in. znany bloger Raif Badawi i działaczki na rzecz praw kobiet. Z każdym miesiącem okazuje się, że szumnie zapowiadane reformy są mniej lub bardziej fasadowe. Wprawdzie kobiety uzyskały prawo prowadzenia samochodu, otwarto kino, ale opresyjność systemu wcale nie zelżała. Co chwila dowiadujemy się o kolejnych Saudyjkach, które musiały uciec z kraju (ostatni przypadek: dwóch sióstr, które dostały się do Gruzji). Nie jest też jasne, co z obrońcami praw człowieka dzieje się w więzieniach – nie są do nich dopuszczani dziennikarze, adwokaci, organizacje humanitarne donoszą o przypadkach tortur.

Saudyjskie „reformy” należy chyba uznać za zakończone.