Australia uznaje Zachodnią Jerozolimę za stolicę Izraela. Co to znaczy?

Premier Scott Morrison oświadcza, że Australia uznaje Jerozolimę Zachodnią za siedzibę Knesetu, ale swoją ambasadę przeniesie tam dopiero po zawarciu porozumienia pokojowego. Palestyńczycy są oburzeni.

Australia nie do końca poszła śladem Donalda Trumpa, który w zeszłym roku uznał Jerozolimę (bez wskazywania: Wschodnią czy Zachodnią) za stolicę Izraela. W maju USA przeniosły tam z Tel Awiwu swoją ambasadę. Podobnie postąpiły Gwatemala i Paragwaj, choć ten drugi z decyzji się wycofał. Australia na ruch z ambasadą się nie decyduje, choć zapowiada, że w Jerozolimie Zachodniej otworzy biuro ds. obrony i handlu. Co to tak naprawdę oznacza? Trzy rzeczy.

1. Oświadczenie australijskiego premiera należy kierować przede wszystkim do wewnątrz. W październiku Morrison był „otwarty” w sprawie przeniesienia ambasady do Jerozolimy, co oczywiście zostało szybko pochwalone przez premiera Netanjahu, ale skrytykowane przez australijską opozycję, która zarzuciła premierowi cynizm i granie interesem narodowym Australii tylko po to, by zdobyć głosy żydowskich wyborców w wyborach uzupełniających w okręgu Wentorth w Sydney. To się nie udało. Dave Sharma, kandydat liberałów, został pokonany przez niezależną Karryn Phelps, która na październikowym oświadczeniu Morrisona nie zostawiła suchej nitki. Liberałowie stracili też wtedy większość w parlamencie. Morrison nie wykluczał, że w przyszłości Australia mogłaby uznać Jerozolimę Zachodnią za stolicę Izraela. Dzisiejsze oświadczenie to realizacja tamtych zapowiedzi i tak naprawdę budowanie politycznego poparcia wśród konserwatywnych wyborców.

2. Decyzja Australii, choć w pozornie nie zmienia nic, narusza status quo i międzynarodową zgodę co do tego, by przyszły status miasta określony został w ramach negocjacji, a nie jednostronną decyzją jakiegokolwiek kraju. Dlatego też od 1967 r., czyli od czasu zajęcia Wschodniej Jerozolimy przez Izrael, ambasady były lokowane w Tel Awiwie, a sprawę określenia statusu Jerozolimy zostawiono do przyszłych rozstrzygnięć. Australia nie czeka.

3. Ruch ma konsekwencje międzynarodowe. Palestyńczycy zapowiedzieli, że będą zrywać stosunki dyplomatyczne z każdym krajem, który uzna Jerozolimę za stolicę Izraela i namawiają do tego inne kraje muzułmańskie. Jest mało prawdopodobne, że wszystkie kraje muzułmańskie takich wezwań posłuchają (wystarczy spojrzeć na Arabię Saudyjską czy inne państwa Zatoki Perskiej). Problemem mogą być jednak niepokoje w krajach, gdzie mieszkają duże społeczności muzułmańskie. Już w piątek władze Australii ostrzegły swoich obywateli, by zachowywali ostrożność podczas podróży do Indonezji. W październiku rząd tego kraju zareagował gniewnie na poprzednie zapowiedzi Morrisona, podobnie jak Malezja. Po październikowym oświadczeniu Indonezja opóźniła nawet podpisanie umowy handlowej z Australią do czasu ponownego rozważenia przez nią sprawy. Decyzja może być jednak kosztowna.

Media piszą, że rozpoczęły się poszukiwania odpowiedniej siedziby dla ambasady Australii w Zachodniej Jerozolimie. Należy więc spodziewać się kolejnych decyzji. Z drugiej strony – jeśli ambasada Australii w Jerozolimie byłaby oznaką zawarcia porozumienia pokojowego, nie byłoby to złą wiadomością. Ale to już inna opowieść.