O jedną spódniczkę za daleko

W dyktaturach pod kontrolą jest niemal wszystko. W dyktaturach religijnych wszystko, włączając ubrania. Dozwolone są tylko te, które podobają się władzy.

Wiemy, jak wygląda to w Iranie, gdzie kobiety nie mogą pojawić się z rozwianym włosem na głowie, a mężczyźni w obcisłych żółtych spodniach. Wiemy, jak wygląda lub wyglądało to na terenach kontrolowanych przez tzw. Państwo Islamskie, gdzie kobieta musi być zakryta od stóp do głów, z dłońmi włącznie.

Wszędzie, gdzie u władzy są radykałowie, owładnięci najbardziej betonową wersją szariatu, cenzuruje się nie tylko myśli i słowa, ale również wygląd człowieka. Najbardziej cierpią na tym kobiety, bo to one są tam gorszym sortem obywateli. Jedna z największych religijnych dyktatur panuje w Arabii Saudyjskiej. Mimo że niektórzy na saudyjskim dworze próbują nieco złagodzić najtwardsze zakazy wobec kobiet (np. zezwalając na lekcje WF dla dziewcząt w szkołach czy udział w wyborach), to wciąż te działania są daleko niewystarczające.

Kobiety w Arabii Saudyjskiej nie mogą prowadzić samochodu, nie mogą podróżować ani wychodzić z domu bez męskiego opiekuna, nie mogą brać udziału w rozgrywkach sportowych, nie mogą wchodzić wejściami dla mężczyzn w wielu miejscach publicznych. Żeby zeznawać przed sądem, muszą przyprowadzić dwóch świadków (tylko mężczyzn), którzy potwierdzą jej tożsamość, i kolejnych czterech, którzy potwierdzą wiarygodność tych pierwszych. Jeśli są nauczycielkami, nie mogą uczyć chłopców. Nie mogą dostać swojego dowodu osobistego do ręki (jeśli już taki dokument jest wydany, to jest on przekazywany męskiemu opiekunowi). I może najważniejsze dla tej opowieści: wychodząc z domu, muszą mieć na sobie abaję (długą, luźną szatę zakrywającą całe ciało) oraz nikab, całkowicie przykrywający twarz (tylko w niektórych regionach kraju nie są one stosowane).

Dla wielu saudyjskich kobiet taki strój jest formą ochrony przed męskimi spojrzeniami, a w szerszym kontekście – formą odróżnienia się od zachodnich standardów. Nie wszystkie się wobec niego buntują. Ale niektórym taki dress code nie odpowiada.

W zeszłym roku przez media światowe przetoczyła się historia Malak al-Shehri, która pojawiła się na jednej z ulic Rijadu w sięgającym zaledwie połowy uda czarnym płaszczyku, kolorowej spódnicy do połowy łydki, gołych nogach z tatuażem i odsłoniętymi włosami. Jej zdjęcie, opublikowane na Twitterze (później usunięte), podbiło media społecznościowe, mimo że w większości krajów świata tak ubrana kobieta nie byłaby żadną sensacją. Jednak w Arabii Saudyjskiej na jej głowę posypały się gromy, pojawiły się nawet wezwania do jej ścięcia i rzucenia jej ciała psom. Kobietę aresztowano, ostatnie informacje o niej mówiły, że oczekuje właśnie na karę chłosty, typową dla tego typu przewinień (przypomnijmy, że kara ta jest stosowana także w przypadku kobiet przyłapanych na próbie jazdy samochodem).

Malak al-Shehri

Teraz w Arabii Saudyjskiej, a także poza jej granicami, głośno z powodu nowego przypadku odzieżowej niesubordynacji. Otóż kilka dni temu na Snapchacie pojawiły się filmiki przedstawiające młodą kobietę w minispódniczce, krótkiej bluzeczce i – o zgrozo! – z odsłoniętymi włosami, która została sfilmowana na tle zabytkowej saudyjskiej wioski, oddalonej o 160 km od stolicy. Kobietę zidentyfikowano i przesłuchano. Miała przyznać policjantom, że wprawdzie to ona jest na nagraniach, ale nie ona je opublikowała.

Khalud, Fot. Twitter

Sprawę bada również Komisja ds. Promocji Cnoty i Zapobiegania Występkom, czyli policja religijna, która zajmuje się patrolowaniem ulic w poszukiwaniu osób łamiących saudyjski dress code oraz pilnująca segregacji płciowej w miejscach publicznych. Na szczęście od niedawna Komisja ta nie ma możliwości aresztowania osób podejrzewanych o „występki”. Ale jeszcze kilka lat temu na ulicach można było spotkać funkcjonariuszy tej policji z drewnianymi pałkami w dłoniach, którzy wymierzali sprawiedliwość na gorącym uczynku.

W tej chwili nie jest jasne, jaka kara czeka kobietę zidentyfikowaną jako Khalud. Być może zostanie przykładnie ukarana (co zadowoli najbardziej konserwatywną część opinii publicznej) albo jej sprawa zostanie wyciszona. Nie ma bowiem groźniejszych z punktu widzenia władzy reakcji niż masowe protesty w obronie czyichś praw (choćby, jak w przypadku Arabii Saudyjskiej, do stroju). Jednak wiele saudyjskich kobiet i obrończyń ich praw już dziś chciałoby widzieć w Khalud symbol ich walki o prawo do spódnicy i potarganych wiatrem włosów. Być może ona sama nie jest na to gotowa, do czego też ma prawo. Może pojawi się ktoś inny, kto będzie chciał o to walczyć.

Trzeba pamiętać, że tak jak sufrażystki nie walczyły tylko z uwierającymi je gorsetami, lecz domagały się rzeczywistych politycznych praw dla kobiet, tak prawo do spódnicy w Arabii Saudyjskiej jest tylko małą przygrywką do walki o więcej.