Mosul odbity

Zajęcie Mosulu, drugiego największego miasta w Iraku, dżihadystom z tzw. Państwa Islamskiego zajęło tylko pięć dni. Odbicie go ponowne z ich rąk – aż dziewięć miesięcy. Na odbudowę potrzebne będą lata i miliardy dolarów.

Niektóre media podają, że trochę za szybko armia iracka odtrąbiła zwycięstwo. Na Starym Mieście wciąż są ponoć przyczółki dżihadystów, którzy nie zamierzają złożyć broni. To pokazuje, jak trudne jest odbicie (przed wojną dwumilionowego) miasta i jak niezmiernie ważne jest jak najszybsze ogłoszenie sukcesu. Zwłaszcza że dla irackiej armii utrata Mosulu była ogromnym ciosem, a dżihadyści z Państwa Islamskiego ograli wojskowych jak dzieci. To musiało boleć.

Kiedy na początku czerwca 2014 roku ekstremiści weszli i bez większego problemu zajęli miasto, wszyscy patrzyli na to z osłupieniem. Jak to możliwe, że tysiąc bojowników opanowało miasto, którego (w teorii) broniło 30, a może i więcej tysięcy żołnierzy irackiej armii? Zajęcie przez nich Mosulu było pierwszym realnym sukcesem, które otworzyło im drogę zarówno w Iraku, jak i w Syrii. Dzięki ogołoconym z milionów dolarów bankom w Mosulu, rafineriom, polom naftowym, zabytkom, które bardziej opłacało się sprzedać, niż zniszczyć, organizacja dostała naprawdę solidny zastrzyk pieniędzy i wiarę, że wszystko jest możliwe.

Mosul uruchomił proces, którego kolejne odsłony oglądaliśmy przy okazji kolejnych doniesień o Europejczykach (i nie tylko) przyłączających się do Państwa Islamskiego, a potem na obrazkach z zamachów: Bruksela, Paryż, Nicea, Londyn, Orlando, Stambuł, Ankara, Londyn, Ottawa, Berlin, Manchester… Krwawy ślad tych, dla których to przede wszystkim biznes, a nic tak dobrze nie nakręcało spirali nienawiści (a im następnych chętnych na szahidów) jak kolejne zamachy.

Odbicie Mosulu to ważny moment w wojnie z Państwem Islamskim, tak samo jak ważnym będzie odbicie z ich rąk całej Rakki. Ale to wciąż nie koniec, za wcześnie na otwieranie szampana. Ci ludzie nie rozpłyną się w powietrzu z dnia na dzień, można na pewno spodziewać się kolejnych eksplozji i w Syrii, i w Iraku, kto wie, czy nie  w Europie. Bo tak naprawdę nikt nie wie, ile jeszcze mają broni i pieniędzy, i jak długo będą w stanie walczyć o życie.

Wiemy tylko, że w tej walce nie zawahają się naprawdę przed niczym. W piątek na jednym z punktów kontrolnych w Mosulu, przez który uciekali cywile z miasta, pojawiała się kobieta z noworodkiem na ręku. Żołnierze przeszukali ją bardzo pobieżnie, nie wzbudziła ich większego zainteresowania, kto by podejrzewał kobietę z dzieckiem na ręku? Niesłusznie. Kobieta wysadziła się w powietrze, na miejscu zginęła i ona, i dziecko. Nawet jeśli nie była matką tego dziecka, to dlaczego skazała je na tak okrutną śmierć? Zrobiła to z własnej woli czy została zmuszona? Jak to było możliwe? Nie wiem, nie potrafię odpowiedzieć na te pytania.

Wiem tylko, że dżihadyści próbowali uciekać z Mosulu korytarzami dla cywilów. Ogolili brody, zmienili ubrania, pewnie wielu z nich udało się wydostać miasta. Ilu? Nie wiadomo. Ci, którym nie udało się uciec z oblężenia, wskakiwali do Tygrysu, niektórzy widząc zbliżających się żołnierzy, wysadzali się w powietrze, licząc, że zabiją też innych. Skala okrucieństwa i zniszczeń jest ogromna. Miasto jest zaminowane, zrujnowane, ludność zdziesiątkowana (uciekło co najmniej 900 tys. osób). Zniszczenia dotknęły wiele dzielnic, mosty, kościoły, meczety, infrastruktura, a przede wszystkim Stare Miasto, gdzie według zdjęć satelitarnych uszkodzonych jest 5 tys. budynków, a pół tysiąca doszczętnie zniszczonych. Odbudowa zajmie lata, pochłonie miliardy dolarów. Tylko kto za to zapłaci?