O tym miejscu w Syrii mówią, że to tykająca bomba

O obozie Al-Hol na północy Syrii mówią, że to piekło, tykająca bomba. Nie tylko dlatego, że jest tam gorąco, a prawie połowę mieszkańców stanowią rodziny bojowników Państwa Islamskiego.

Pod koniec lutego w jednym z namiotów w Al-Hol, obozie prowadzonym przez Kurdów w syryjskiej prowincji Hasake, znaleziono ciało 30-letniej Sodermini. Kobieta pochodziła z Indonezji, była w szóstym miesiącu ciąży, prawdopodobnie została pobita na śmierć.

Jej śmierć jest czubkiem góry lodowej. Al-Hol od dawna owiany jest złą sławą. Mieszka tu ok. 70 tys. osób; ok. 30 tys. to kobiety i dzieci z rodzin bojowników ISIS. Zamordowana kobieta ponoć była związana z organizacją. Nie wiadomo, kto ani dlaczego ją zabił.

Warunki w obozie są straszne, urągają wszelkim standardom. Brakuje tu wszystkiego prócz ludzi – obóz jest niemiłosiernie przepełniony. Nie ma dość jedzenia, wody, sanitariatów, elektryczności, leków, ogrzewania – z tego powodu zeszłej zimy w drodze do obozu zmarły 84 osoby, głównie dzieci. W samym obozie też umierają setki. Z powodu niedożywienia, biegunek i zapalenia płuc.

W obozie był niedawno turecki dziennikarz Mutlu Civiroglu. Jego relacja jest przerażająca. Obóz jest przepełniony, ścieki płyną wprost po ziemi, a z powodu wysokich temperatur istnieje ryzyko epidemii. Nie ma dość lekarzy. Zdarzają się ataki na kurdyjską policję – zamordowano 14-letnią dziewczynkę, bo nie zasłoniła włosów.

Istnieją obawy, że mieszkające w obozie dzieci – z powodu braku perspektyw i świeżych wspomnień po Państwie Islamskim – organizacja wkrótce zrekrutuje. Rodziny byłych członków ISIS mieszkają niby w wydzielonej części obozu, ale każdy wie, kto, co, gdzie. Jeśli uważają cię za terrorystę, nie dowiedziesz, że jest inaczej.

Niedawno w ramach festiwalu Docs Against Gravity wyświetlano dokument Franceski Mannocchi i Alessio Romenziego „ISIS jutra. Zagubione dusze Mosulu”, opowiadający o tym właśnie problemie. Co z tego, że Państwo Islamskie zostało przepędzone z Mosulu, skoro pozostawiło namacalne „dziedzictwo” w postaci setek dzieci nasiąkniętych ideologią ISIS? Dla wielu męczeńska śmierć jest celem samym w sobie, są wyszkolone do walki, zamachów samobójczych – nie mają wyrzutów sumienia ani moralnych rozterek.

Jeszcze kilka miesięcy wcześniej były po stronie zwycięzców, panów tych ziem, dziś zepchnięto je do gett, naznaczono, a to w naturalny sposób napędza żądzę odwetu. Film stawia odważne pytania o to, co będzie z tymi dziećmi, czy mają szansę wyjść poza zaklęty krąg ISIS.

Sytuacja w Al-Hol jest podobna. Dzieci i żony bojowników są przesiąknięte zasadami organizacji, nawet w obozie wciąż żyją jak wcześniej – utworzono tu wewnętrzną policję religijną, która pilnuje przestrzegania reguł, no i silna jest wiara w powrót kalifatu. Ludzie coraz mniej mają do stracenia. Jeśli mają obywatelstwo innego kraju niż Syria czy Irak, a mieszkający tu ludzie pochodzą z ponad 60 państw, na niewiele się to zda – większość krajów w ogóle nie interesuje się swoimi obywatelami. Nie chcą ich ani ich dzieci. Jedna z kobiet chciała odesłać do Belgii sześcioro dzieci – nie było zgody. Żyją więc z dnia na dzień w obozie przypominającym więzienie.

W Al-Hol jest niebezpiecznie, ale prócz potwierdzonych informacji o złych warunkach tu panujących szerzą się niepotwierdzone pogłoski. A to, że kurdyjscy strażnicy porywają dzieci z obozu i siłą wcielają do swoich bojówek, a to, że od mieszkańców obozu pobierane są organy na handel, a to o gwałtach. Komuś być może zależy, by podsycać atmosferę. Ale ona i tak, nawet bez pogłosek, jest fatalna.

Wspomniany turecki dziennikarz uważa, że pozostawionym bez opieki psychologicznej dzieciom grozi pranie mózgów ze strony matek: „Za kilka lat te dzieci staną się jądrem ISIS”. Zagrożenie to dostrzegł niedawno też Pentagon, przestrzegając, że w Syrii odbudowuje się ISIS. Co z tego, że zagrożenie jest, skoro nie wiadomo, co z nim zrobić?