Źle jak w Ritzu

Areszt w Ritzu jednak nie był tak luksusowy, jak sądziliśmy.

Zdaniem organizacji Human Rights Watch (HRW) Arabia Saudyjska powinna niezwłocznie sprawdzić zarzuty o tym, jakoby władze dopuściły się fizycznego maltretowania aresztowanych w listopadzie prominentów (wśród nich książęta, biznesmeni, saudyjscy oficjele).

W poniedziałek w „New York Timesie” można było przeczytać, że co najmniej 17 osób spośród przetrzymywanych w areszcie w pięciogwiazdkowym hotelu Ritz Carlton w Rihadzie potrzebowało leczenia szpitalnego. Jedna zmarła. Według „NYT” to gen. Ali al-Kahtani, doradca księcia Turkiego. Czytamy, że „jego kark wyglądał na skręcony, a ciało było znacznie opuchnięte i nosiło znamiona znęcania się”. Chodzi o ślady oparzeń, przypominające te, które powstają po rażeniu prądem. Inne osoby pozbawiano snu i zmuszano do zrzeczenia się majątków.

Zdaniem HRW to poważny cios w Mohammada bin Salmana (następcę saudyjskiego króla), który miał się za wielkiego reformatora.

HRW już w listopadzie wyrażała obawy wobec tych masowych aresztowań, bo rodziły się podejrzenia, że osadzeni będą zmuszeni wymieniać majątki na wolność. W związku z prowadzoną akcją antykorupcyjną pod koniec stycznia tego roku w śledztwie pojawiło się 381 nazwisk. Rząd miał też zarekwirować majątek (firmy, gotówkę itp.) o wartości ponad 100 mld dol. W areszcie przebywało wtedy 56 osób.

Ale sprawa pozostaje niejasna. Nie wiadomo, komu i jakie zarzuty postawiono, kogo uznano za winnego, a kogo z zarzutów oczyszczono. Mimo deklarowanej przejrzystości w walce z korupcją – bardzo do niej daleko. Z informacji „NYT” wynika, że aresztowanych zmuszano do podpisywania dokumentów, a dziś nie są nawet pewni, czy dom, w którym mieszkają, nadal do nich należy. Osadzonych w Ritzu odcięto od internetu, telefonów, choć mogli oglądać telewizję i korzystać z obsługi hotelowej. Z łazienek usunięto ponoć szklane drzwi prysznicowe i karnisze, by zapobiec próbom samobójczym. Menedżerowie firm opracowywali plany awaryjne, bo nie byli pewni, jak długo ich szefowie będą aresztowani, zaniepokojone były również rodziny. W końcu pozwolono na krótkie –
monitorowane – telefony do rodziny. Wielu odmówiono jednak kontaktu z prawnikami.

Pod koniec stycznia do księcia Al-Walida dopuszczono dziennikarzy z agencji Reuters. Wywiad miał rozwiać plotki o rzekomym złym traktowaniu aresztowanych. Na nagraniu książę, wyraźnie szczuplejszy i z zapuszczoną brodą, pokazuje kilka pomieszczeń, zapewnia, że ma się dobrze, ćwiczy, pływa, je sałatki, pije dietetyczny napój. „Czuję się tutaj jak w domu, mam wszystko, czego mi trzeba, mam codziennie kontakt ze swoim biurem, zarówno osobistym, jak i tym królewskim” – zapewnia. Chce, jak mówi, pozostać tu do czasu oczyszczenia go z wszelkich zarzutów, które nazywa nieporozumieniem. Przekonuje, że w kraju wszystko toczy się swoim rytmem, inwestuje się itp. Jeden z cytowanych przez „NYT” ambasadorów, który zna Al-Walida, twierdzi, że nagranie w wielu aspektach wygląda na fake.

https://youtube.com/watch?v=gE1ah2sY9kw

Kłopot w tym, że wszelkie „zwracanie uwagi” na naruszenie standardów i konwencji międzynarodowych w zakresie praw człowieka (choćby za przetrzymywanie w nieoficjalnych aresztach) jest w przypadku Arabii Saudyjskiej kompletnie nieskuteczne, gdyż kraj ten nie jest sygnatariuszem traktatu dotyczącego praw osobistych i politycznych z 1976 roku. Władze zaprzeczają wszelkim oskarżeniom i uznają je za nieprawdziwe. I to właściwie byłoby na tyle.

Podwoje hotelu Ritz Carlton w Rijadzie otwarto ponownie na początku lutego, ale to, co naprawdę się tam wydarzyło, pozostaje wielką zagadką.