Dlaczego rząd w Ramallah podał się do dymisji?

Premier Mohammed Sztajeh złożył dziś na ręce prezydenta Autonomii Palestyńskiej dymisję swojego rządu.

„Decyzja o rezygnacji zapadła w świetle bezprecedensowej eskalacji na Zachodnim Brzegu i w Jerozolimie oraz wojny, ludobójstwa i głodu w Strefie Gazy” – powiedział premier. I dodał, że „kolejny etap i związane z nim wyzwania wymagają nowych ustaleń rządowych i politycznych, które uwzględniają nową rzeczywistość w Gazie i potrzebę konsensu palestyńsko-palestyńskiego opartego na jedności Palestyny i rozszerzeniu jedności władzy nad jej terytorium”. Jak to czytać?

Zdominowane przez Fatah władze palestyńskie na Zachodnim Brzegu (Sztajeh jest członkiem tej partii) od lat w oczach Palestyńczyków były nieskuteczne, skorumpowane, a przede wszystkich pozbawione silnej legitymacji, jaką dawałyby wybory, których nie przeprowadzano w obawie przed kolejnym zwycięstwem Hamasu. 7 października tylko wzmocnił te przekonania. Zadając potężny cios, Hamas upiekł kilka pieczeni na jednym ogniu: upokorzył Izraelczyków, obnażył słabość izraelskiej armii i służb, storpedował rozmowy z Saudami, przywrócił kwestię palestyńską na forum międzynarodowe, a co najważniejsze, sam zyskał uznanie w oczach Palestyńczyków dzięki swej skuteczności – w końcu to jemu, a nie rządowi w Ramallah, udało się doprowadzić do uwolnienia dziesiątek więźniów z izraelskich cel, a w perspektywie są kolejne setki, jeśli nie tysiące. Z punktu widzenia zwykłego Palestyńczyka to realne osiągnięcia, ale były poza zasięgiem władz Autonomii. Stało się to rękami Hamasu i przekłada na realne poparcie na Zachodnim Brzegu. Beniamin Netanjahu może grzmieć o „całkowitym zniszczeniu Hamasu”, ale w praktyce trudno mu będzie wybić poparcie dla niego z palestyńskich głów. Ten pociąg już odjechał.

Sztajeh, podając rząd do dymisji, szykuje grunt pod to, na co nalegają Amerykanie – nowe, „zreformowane” władze w Gazie. Na razie ten scenariusz został oprotestowany przez Netanjahu, który upiera się, by po wojnie władzę podzielić między lokalne klany niepowiązane z Hamasem. Amerykanie ten plan przyjęli chłodno, raczej nie da się go na dłuższą metę zrealizować. Do tej pory władze w Ramallah miały łatę kolaborantów Izraela; tzw. koordynaty bezpieczeństwa były eufemistycznym określeniem na działanie ręka w rękę z palestyńskimi służbami i wyłapywanie na Zachodnim Brzegu członków Hamasu i innych grup zbrojnych, które mogłyby zagrozić bezpieczeństwu Izraela, ale w pierwszej kolejności władz w Ramallah.

Dziś sytuacja jest inna, wojna nie może trwać wiecznie, prędzej czy później się skończy, a potem będzie musiało nastąpić porządkowanie „masy upadłościowej” w Gazie. Ktoś będzie musiał odbudować zrujnowane miasta (i wyłożyć pieniądze), zająć się administrowaniem. Wydaje się, że najbardziej naturalnym kandydatem (z braku innych realnych opcji) są palestyńskie władze. Zmiana w Ramallah jest przygrywką pod nową rozgrywkę w Gazie, ale i na Zachodnim Brzegu. Prawdopodobnie kolejnym krokiem będzie wyłonienie jakiegoś rządu technicznego, akceptowalnego dla Fatahu i Hamasu, i próba przekonania Izraela, że lepszy taki rząd niż kompletny chaos.