Kiedy może się rozpocząć ofensywa w Rafah? Izrael podał termin

To kwestia zaledwie kilku tygodni.

Negocjacje ws. uwolnienia zakładników i zawieszenia broni idą opornie. Obecny na konferencji bezpieczeństwa w Monachium premier Kataru Abdelrahman Al Thani stwierdził, że „nie są zbyt obiecujące”. Nie chciał wdawać się w szczegóły, ale przyznał, że rozmowy dotyczą dwóch głównych kwestii: sytuacji humanitarnej w Strefie Gazy oraz liczby palestyńskich więźniów, którzy mieliby być zwolnieni w zamian za przetrzymywanych w Gazie izraelskich zakładników. Według niego kwestię porwanych należy oddzielić od porozumienia o zawieszeniu broni.

Ale Izrael widzi tę kwestię inaczej. Po raz pierwszy podano w zasadzie datę ewentualnego rozpoczęcia ofensywy na Rafah, gdzie koczuje ponad 1,5 mln osób (ponad połowa ludności na 20 proc. terytorium Strefy Gazy) i która spędza sen z powiek zachodniego świata. Benny Ganc, członek gabinetu wojny, w przeszłości szef sztabu generalnego, ostrzegł, że ofensywa rozpocznie się wraz z początkiem ramadanu, jeśli zakładnicy nie zostaną przedtem wypuszczeni. W tym roku święty dla muzułmanów miesiąc ma się zacząć 10 lub 11 marca.

Może to być oczywiście zagrywka pod idące opornie negocjacje, ale nie wygląda to na blef. Nawet jeśli Izrael nie do końca ma ochotę na tak wielką i skomplikowaną operację. Problemem jest nie tylko operacja wojskowa, ale przede wszystkim zabezpieczenie ludności cywilnej. Netanjahu upiera się, że w Gazie jest dużo miejsca, gdzie mogłaby się schronić, ale tak naprawdę Izrael wciąż nie przedstawił solidnego planu ewakuacji i zabezpieczenia podstawowych potrzeb tak ogromnej liczby ludzi. Część z nich zaczęła opuszczać Rafah i udawać się na północ, w okolice Deir Al-Balah, ale i pojawiają się doniesienia o ofiarach izraelskich nalotów. Trzeba powiedzieć jasno: w Gazie nigdzie nie jest bezpiecznie.

Joe Biden po raz kolejny powiedział Netanjahu, że ofensywa nie powinna się zacząć, dopóki Izrael nie przedstawi planu. Ale to niekoniecznie przekona izraelskiego premiera, który w tej chwili nie może się wycofać, bo jego osobisty los jest związany z toczącą się wojną. Nie robią na nim wrażenia ostrzeżenia z innych stron, np. MTS w Hadze, który nie zgodził się wprawdzie nałożyć pilnych środków na Izrael dla ochrony Rafah, ale przypomniał, że decyzja z 26 stycznia wciąż obowiązuje. Trybunał zobowiązał wówczas Izrael do podjęcia środków w celu zapobieżenia ludobójstwu w Gazie i poprawy sytuacji humanitarnej.

Sytuacja na południu Strefy jest dramatyczna, szpital Nasser w Chan Junis, gdzie w ostatni czwartek weszła izraelska armia, by aresztować kilkadziesiąt osób, w tym – jak twierdzi – kierowcę ambulansu, który wywiózł zakładników do Gazy, przestał funkcjonować. Izrael przekonywał, że mogli tu być przetrzymywani porwani i osoby powiązane z atakiem 7 października. Hamas rzecz jasna zaprzeczył.

Dziś Rafah jest głównym punktem tej wojny. Izrael uważa, że to tu została ulokowana reszta sił Hamasu i innych organizacji militarnych i to tu znajdują się zakładnicy. Uderzenie byłoby spełnieniem najgorszych koszmarów organizacji humanitarnych, Zachodu i jego arabskich sojuszników. Egipt w obawie przed sforsowaniem ogrodzenia granicznego ma ponoć budować otoczone murami miejsce, które mogłoby pomieścić ok. 100 tys. osób. Oficjalnie zaprzecza, że to robi, ale „Wall Street Journal” podał takie informacje, powołując się na egipskich urzędników. Jeśli do tej pory wojna w Gazie była koszmarem, to wkrótce możemy zobaczyć piekło.