Netanjahu nie zgadza się na umowę z Hamasem. Czy jego upór ma sens?

Beniamin Netanjahu twierdzi, że w zasięgu ręki jest „miażdżące zwycięstwo” w Gazie i tylko presja wojskowa doprowadzi do uwolnienia zakładników.

„Poddanie się urojonym żądaniom Hamasu, o których właśnie usłyszeliśmy, nie tylko nie zapewniłoby wolności zakładników, ale jedynie przyniosłoby kolejną rzeź; oznaczałoby to katastrofę dla Izraela, której nie chce żaden izraelski obywatel” – stwierdził Netanjahu. Premier Izraela odrzucił wynegocjowaną z udziałem Kataru i Egiptu propozycję Hamasu, by w zamian za 4,5-miesięczne zawieszenie broni, w trakcie którego uzgodniono by zakończenie wojny, w trzech etapach co 45 dni uwalnianych było 136 zakładników – w zamian za wypuszczenie z izraelskich więzień 1,5 tys. więźniów (w tym 500 z wyrokami dożywocia, wśród których zapewne jest m.in. Marwan Barghuti, w oczach wielu Palestyńczyków ewentualny kolejny prezydent).

Zgodnie z tą propozycją w pierwszej grupie miałyby być kobiety (nie wiadomo, czy także żołnierki), dzieci i mężczyźni poniżej 19. roku życia, a także osoby starsze i chore. W zamian uwolnione miałyby być palestyńskie więźniarki i niepełnoletni. Druga faza miałaby się zacząć dopiero, gdy uzgodnione zostałyby warunki zakończenia obustronnych walk. Wtedy uwolnieni mieliby zostać pozostali mężczyźni, a w trzeciej fazie ciała zakładników (Izrael oficjalnie potwierdził, że 32, a może nawet 50 osób ze 136 nie żyje). Hamas chciałby, by podczas trzeciej fazy osiągnięte zostało porozumienie kończące wojnę. Po jej zakończeniu IDF miałby całkowicie wycofać się ze Strefy Gazy, a ona miałaby zostać odbudowana, także przy wsparciu UNRWA.

Izrael od początku wysyłał sygnały, że nie zamierza wiązać sobie rąk i nie przystanie na porozumienie, które miałoby datę zakończenia wojny. Dyskusyjne wydaje się też wycofanie się z Gazy. Nawet jeśli Izrael byłby gotów na to przystać taktycznie, wielokrotnie dawał do zrozumienia, że nie zamierza rezygnować z wchodzenia do Gazy, ilekroć zajdzie taka potrzeba.

Jeśli chodzi o liczbę więźniów, o których upomina się Hamas, to pewnie byłaby do przełknięcia. Wcześniej mówiło się o 8 tys. (właściwie wszystkich, jacy siedzą w izraelskich więzieniach). W ramach wcześniejszej wymiany za 10 uwalnianych zakładników zwalniano 30 więźniów, teraz byłoby ich znacznie więcej, ale Izraelczycy doskonale pamiętają, że za uwolnienie ich żołnierza Gilada Szalita, z więzień wypuścili ponad 1,1 tys. osób.

Netanjahu upiera się, że miażdżące zwycięstwo jest nie tylko w zasięgu ręki, ale jest ono o krok; zapowiadana jest kolejna wielka bitwa, tym razem w okolicach Rafah (gdzie zgromadziła się większość mieszkańców Gazy – nawet jeśli dostaną nakaz opuszczenia południa, to dokąd mieliby uciec? Do w ponad połowie zrównanej z ziemią północnej Gazy?). Izraelskie media huczą, że na północy Gazy Hamas znowu się umacnia, czemu Netanjahu jednak zaprzecza. Gdyby okazało się prawdą, byłoby dowodem na to, że nie wszystko, co mówi Netanjahu, jest spójne i logiczne. Bo po 122 dniach operacji, odkryciu sieci tuneli, zabiciu ok. 20 tys. walczących w Gazie (ponoć połowy sił zbrojnych), w tym wielu dowódców, odkryciu manufaktur broni, składów amunicji i broni, trudno mówić o zbliżającym się miażdżącym zwycięstwie. Zwłaszcza że Izrael wycofał z Gazy część swoich sił.

Być może także dlatego Netanjahu nie zgodził się na prośbę Antony’ego Blinkena, który chciał spotkać się z szefem izraelskiego sztabu generalnego bez udziału polityków. Można się domyślić, o czym chciał z nim rozmawiać. Nie trzeba być wielkim znawcą sztuki wojennej, by przypuszczać, że Blinken, a tak naprawdę Biały Dom, chciałby wiedzieć, jak faktycznie wygląda sytuacja na miejscu bez urzędniczego optymizmu serwowanego przez polityków.

Dla wielu Izraelczyków decyzja Netanjahu jest nie do przyjęcia i jest zdradą własnych obywateli. Dziennik „Haaretz” pisze, że „Netanjahu poświęcił zakładników dla pustych haseł i politycznych zdobyczy”. Można się z „Haaretz” nie zgadzać, ale faktem jest, że w ramach samej operacji wojskowej udało się odnaleźć zaledwie kilku żołnierzy (i kilka ciał). Mimo spektakularnego odkrywania i niszczenia kolejnych tuneli, gdzie mieli być przetrzymywani zakładnicy, także na nich nie natrafiono. Co więcej, doszło do tragicznego wypadku, w którym żołnierze zastrzelili trzech zakładników, choć ci mieli przy sobie białą flagę.

Rodziny zakładników, a także niektórzy z wcześniej uwolnionych uważają, że obowiązkiem Netanjahu jest jak najszybsze uwolnienie pozostałych. Ale nie wszyscy uważają, że warunki umowy są bez znaczenia. Takie głosy padają także dziś. Przed kilkoma tygodniami Yuval Danzig, syn porwanego Alexa Dancyga, powiedział mi, że choć pragnie jak najszybszego powrotu ojca, to liczy się również przyszłość samego Izraela i jego bezpieczeństwo.

Netanjahu przez wielu, zwłaszcza na lewicy, oskarżany jest o to, że robi wszystko, by przedłużać trwającą wojnę, która daje mu rodzaj parasola ochronnego. Po niej zaczną się przecież rozliczenia winnych, a nad nim samym wisi proces karny. Wojna odsuwa te problemy, choć ich nie likwiduje.

Netanjahu musi mieć jednak świadomość, że jedna z komisji, jakie powstaną po wojnie, prócz wyjaśnienia, dlaczego Hamas zaatakował 7 października, może przyjrzeć się kwestii uwalniania zakładników i ustalenia, czy i jak wielu z nich można było uratować, póki był czas. Czas dziś wydaje się kluczowy, bo nie wiadomo, w jakim stanie znajdują się zakładnicy. Nadzieję na to, że uda się ich uwolnić, daje jednak to, że rozmowy mają być kontynuowane. Może więc wszystko, co dziś obserwujemy, to wielki teatr, który ma pomóc w kolejnych negocjacjach.