Trzeba wstać

Dlaczego Polska nie zatrzymuje się na tę jedną minutę? Dlaczego nasza pamięć jest ulotna i powierzchowna? Smutna 80. rocznica powstania w getcie warszawskim.

Uczennica warszawskiego liceum w przeddzień 80. rocznicy wybuchu powstania w getcie warszawskim otrzymała wiadomość, że następnego dnia „o godzinie 12. planowane jest włączenie syren alarmowych i nadanie sygnału akustycznego ciągłego trwającego 1 minutę”. Nadszedł 19 kwietnia, o godz. 12 rozległ się sygnał, uczennica chciała wstać z krzesła, stanąć na baczność, bo przecież tak trzeba, tak symbolicznie czcimy pamięć o ofiarach i poległych. Nauczycielka powiedziała, że nie trzeba. Nie tylko nauczycielka, ale i wychowawczyni klasy, osoba ze specjalną rolą do wypełnienia. Cóż powiedzieć? Nic mówić „nie trzeba”. Niech wyją syreny, ale po co? Wiedzieć „nie trzeba”. Wstawać „nie trzeba”. Włączy się „sygnał akustyczny”, szkoła odhaczy. Więcej „nie trzeba”.

Ręce opadają. Jeśli dziś tak wychowujemy młodych ludzi, to czy za dziesięć lat ktokolwiek będzie jeszcze zawracać sobie głowę „jakimś powstaniem”? Przecież część dzisiejszych 17-18-latków będzie mieć już własne dzieci. Jeśli już dziś „nie trzeba” stawać na baczność, gdy wyją syreny na pamiątkę ofiar pomordowanych w warszawskim getcie, to co będzie trzeba wtedy? Czy w ogóle „trzeba” pamiętać? I co będziemy pamiętać, kiedy świadków historii będzie jeszcze mniej?

Mocne przesłanie Mariana Turskiego

W kółko się zastanawiamy, skąd biorą się zło, antysemityzm, przemoc, pytamy o to autorytety, ekspertów, czytamy mądre książki. Na nic, bo przecież wiadomo, że nie „wyssaliśmy tego z mlekiem matki”. Głośne i dobitne „Nie bądź obojętny” Mariana Turskiego nie tylko nie dotarło pod strzechy, ale i pod dachy renomowanych warszawskich liceów. Powszechnie i obficie łamiemy jedenaste przykazanie Turskiego. Choć Pan Marian nieustannie nas upomina, cały czas daje świadectwo. Dziś podczas głównych uroczystości w obecności prezydentów Polski, Izraela i Niemiec przejmująco mówił o tym, że wyzwolenie z niemieckich obozów przyniosła mu armia sowiecka, której większość stanowili Rosjanie, i on do ostatniego dnia życia będzie za to wdzięczny. „Ale czy mogę być obojętny, czy mogę milczeć, gdy dzisiaj armia rosyjska dokonuje agresji na sąsiada i zaboru jego ziem? Czy mogę milczeć, gdy rakiety rosyjskie niszczą infrastrukturę ukraińską, domy, szpitale, zabytki kultury i powodują gwałtowny przyrost śmiertelności i obniżenie wieku życia setek tysięcy cywilów? Czy mogę milczeć, gdy widzę los Buczy, a wiem, jak Niemcy unicestwili polski Michniów, białoruski Chatyń, czeskie Lidice?” – pytał. Mówił, że „musimy się przeciwstawić antysemityzmowi, łamaniu praw człowieka, agresji na ziemie sąsiada, zakłamywaniu historii, nieposzanowaniu interesów i woli mniejszości, jakakolwiek ona jest, przez sprawującą władzę większość, gdziekolwiek ona jest. Mam obowiązek powtórzyć wezwanie: ludzie, nie bądźcie obojętni na zło. Ludzie, bądźcie czujni. Nienawiścią bardzo łatwo zgromadzić popleczników. Czy jednak nie przyniesie ona zguby mnie, Tobie, wam, naszym dzieciom i wnukom? Dlatego tych, którzy sieją nienawiść… J’accuse! Oskarżam!” – wykrzyczał za Emilem Zolą.

Obecność prezydentów miała dziś ogromną moc. Przywódca Niemiec mówił o wstydzie i prosił o przebaczenie, chylił czoła przed zabitymi. Późnym popołudniem już w synagodze im. Nożyków, jedynej, jaka przetrwała wojnę, prezydenci znów byli razem podczas ceremonii zapalenia świec pamięci. Herzog przypominał tych, których już dziś nie ma, w miejscu, które kiedyś było centrum żydowskiego życia.

Wszystkie uroczystości były godne i podniosłe, choć akurat można było sobie darować wręczenie Herzogowi raportu na temat polskich strat wojennych, bo to czysta polityka.

Oddawanie czci ofiarom, bojownikom i bojowniczkom jest główną częścią tej rocznicy, ale równie ważnym jej elementem jest właśnie upominanie się o to, by zło nie powtarzało się w kolejnych odsłonach, by wyciągać lekcje, nie dać się oślepić nacjonalizmom – te wezwania niestety często trafiają w próżnię. Pamięć jest ulotna, przechodzimy nad nią do porządku dziennego. Trochę jestem w stanie zrozumieć syna Aleksandra Edelmana, który ostatnio w rozmowie z ze mną zżymał się na tę naszą punktową pamięć, wybiórczość, załatwianie sprawy papierowym żonkilem, którego tego jednego dnia przypinamy sobie do ubrań. Pamiętać jednego dnia to przecież nic takiego, prawda?

Izrael się zatrzymuje

Nawet w przypadku żonkilów nie wieje optymizmem – wolontariusze rozdają kwiaty co roku, a dziś w metrze spotkałam tylko dwie osoby, które miały symbol przy sobie. Na ulicy nikogo, może przeoczyłam? Pewne jest, że żonkil nie przyjął się tak dobrze jak Owsiakowe serce WOŚP.

Izrael w Dniu Pamięci o Holokauście dosłownie staje na dwie minuty. W zakładach pracy ludzie wstają z miejsc, porzucają ważne sprawy w komputerach, zatrzymują ekspresy do kawy, grający w matkot na plażach w Tel Awiwie przystają z paletkami w dłoniach, na drogach stają samochody, kierowcy i pasażerowie wychodzą `z nich, stają na baczność. Przez dwie minuty. Wiele osób ma łzy w oczach, bo to część ich osobistej historii – babcia, dziadek, wujek, siostra zostali zamordowani w pożodze Zagłady. Ci, którzy nikogo nie stracili, też na tę chwilę stają w miejscu.

Można powiedzieć, że to tylko symbol, ulotna chwila. Ale nawet jeśli w tych chwilach będziemy obojętni, to kiedy nie będziemy?