Świat powinien potraktować Putina jak Asada

Od 11 lat Baszar Asad nie ma wstępu na zachodnie salony, a rękę ściska najwyżej podobnym sobie satrapom, w tym Putinowi. I może niech już tak zostanie.

Zanim Asad stanął przeciwko własnemu narodowi i wypuścił na niego wojsko, był przyjmowany ciepło w wielu stolicach. Z żoną Samą gościł m.in. u królowej Elżbiety II, króla Juana Carlosa, Jacques’a Chiraca i Nicolasa Sarkozy’ego, u Silvio Berlusconiego i Azeglio Ciampi, na lotnisku osobiście witał Jana Pawła II, a Tony’ego Blaira oprowadzał po meczecie Umajjadów w Damaszku, był także przy Downing Street. Lista jego kontaktów jest długa, bo tak długo, jak uchodził za polityka umiarkowanego, który próbuje wprowadzić Syrię w XXI w., cieszył się względnym kredytem zaufania. Z żoną z brytyjskim paszportem, sam wykształcony na Wyspach, zręcznie się po tych salonach poruszał.

Klimat zaczął się zmieniać po 2005 r., czyli po śmierci libańskiego premiera Rafika Harririego – na Syrię padło oskarżenie, że to ona stała za tym zamachem. Choć tropy prowadziły do Damaszku, za rękę nikt nikogo nie złapał. Trybunał w Hadze uznał, że wprawdzie Syria i Hezbollah miały motywy, ale nie udało się znaleźć dowodów.

Putin przyszedł z bratnią pomocą

Asad pozostał głuchy na apele opozycji do ustąpienia, płynące również z Zachodu (ale i Turcji). Prezydent, który atakuje szpitale, wysyła samoloty z bombami kasetowymi, uruchamia chemiczne arsenały, do tego zamyka tysiące więźniów politycznych, przeprowadza sfałszowane wybory, nie ma prawa mienić się tym tytułem. Dziś Putin władze w Kijowie nazywa przewrotnie „reżimem”, sugerując, że nie są to legalnie wybrani przedstawiciele narodu. Ten sam Putin od lat jest najbliższym sojusznikiem Asada – nie za darmo, oczywiście. Za wsparcie kazał sobie zapłacić stałymi bazami w Syrii, co daje mu dogodną strategicznie pozycję na Bliskim Wschodzie.

Wart Pac pałaca

Asad zapłacił międzynarodową izolacją i ostracyzmem – dziś ręce ściska najwyżej Putinowi czy władcom Iranu, bo podobnie jak z Zachodem skomplikowały się jego relacje z sąsiadami w regionie i na razie niewiele wskazuje, by rychło się to zmieniło. Są wprawdzie pewne symptomy, jak pierwsza od lat wizyta emirackiego ministra dyplomacji w Damaszku czy telefoniczna rozmowa Asada z królem Jordanii, ale w tej chwili może liczyć tylko na delegacje z Rosji, Chin czy Iranu. Podobny poziom demokracji, praw człowieka i praworządności.

Władimir Putin nie jest oczywiście Baszarem Asadem, ale skala konsekwencji jego decyzji może być podobna. Wywołując wojnę w Ukrainie, pogwałcił wszelkie zasady prawa międzynarodowego, o ludzkiej przyzwoitości nie wspominając. Krew każdej ofiary obciąża jego konto. Pan z Moskwy i pan z Damaszku są siebie warci, podobnie jak reżimy, które reprezentują.