Izrael rozczarowuje Ukrainę

Dlaczego Izrael tak się miota w sprawie wojny w Ukrainie?

Dziś izraelskie media obiegło symboliczne zdjęcie – przed Ścianą Płaczu modli się pięciu mężczyzn, czterech z nich ma na sobie ukraińską flagę. Nietrudno zgadnąć, w jakiej intencji wsunęli petek, karteczkę, w szczeliny muru. „Nie czuję, żeby owinął się naszą flagę” – tak prezydent Zełenski skomentował stanowisko rządu Naftalego Benneta, zapytany przez izraelskiego dziennikarza, czy jako Żyd spodziewa się więcej. Zełenski uznał, że stosunki z Izraelem „nie są złe”, ale w trudnych momentach, gdy potrzebna jest pomoc, poddawane są próbie.

Tymczasem rządzący w Izraelu zachowują mocną wstrzemięźliwość wobec Putina, co zauważyli już i politycy w Ameryce, i w Europie. Administracja Bidena próbuje ponoć na Jerozolimę naciskać, by zachowała się bardziej stanowczo, ale na razie nie ma mowy, by Izrael zdecydował się na wsparcie inne niż humanitarne – do Polski wysłał wprawdzie kilka samolotów z pomocą, ale odmówił przekazania Ukrainie broni. Nie zgodził się też sprzedać jej Żelaznej Kopuły, na co bardzo nalegali Amerykanie i na czym Ukrainie od wielu miesięcy zależało. Deal obejmował też rakiety Patriot. Nie było nawet sprzeciwu republikanów.

Jeszcze kilka dni przed inwazją ukraiński minister dyplomacji podkreślał, jak bardzo zależy mu na pogłębianiu współpracy w zakresie obrony, szczególnie powietrznej. Dmytro Kułeba ciepło wypowiadał się o ewentualnej dyplomatycznej wadze Izraela, który ma bliskie relacje i z Ukrainą, i z Rosją. Rzeczywiście, jeszcze kilka dni temu wydawało się, że Izrael jest bardzo zainteresowany rolą negocjatora – ponoć to wielkie marzenie premiera, który w ten sposób chciałby zaznaczyć się w historii. Na razie nie widać, by miało się ziścić, gdyż Zełenski gotów jest rozmawiać z Putinem bez pośredników, a nawet z bardzo bliska, na pewno w odległości krótszej niż 30 m, jak z przekąsem podkreślił. Bennett dwukrotnie rozmawiał z Zełenskim i Putinem w ostatnich dniach, ale nie widać efektów.

Izrael nadal lawiruje i próbuje zachować „równy dystans”. Najpierw – w głosowaniu Rady Bezpieczeństwa 25 lutego – nie poparł rezolucji potępiającej Rosję, ale już wczoraj na forum Zgromadzenia Ogólnego głosował za. Nie uszło uwadze, że na sesję wysłał nie ambasadora przy ONZ, lecz jego zastępczynię. Takie gesty też mają znaczenie. Z drugiej strony na prośbę Ameryki Izrael przekonał ponoć Zjednoczone Emiraty Arabskie, by też opowiedziały się za rezolucją.

Po ataku na Babi Jar, gdzie dokonał się Holokaust tysięcy Żydów, izraelscy politycy Rosji nie potępili, choć wykazywali gotowość do odbudowy tego miejsca (na szczęście nie zostało zniszczone). Byli „zasmuceni” niepotrzebną wojną i cierpieniem ofiar. To wymowne, przecież Putin głośno powtarza, że jego „operacja specjalna” ma na celu oczyszczenie kraju z „neonazistów”. Wydawałoby się, że państwo, które tyle z rąk rzeczywistych nazistów wycierpiało, dziś będzie bardziej stanowcze wobec próby rewizji historii i oczywistych kłamstw szerzonych przez Kreml.

Dlaczego Izrael jest tak powściągliwy? Prócz osobistych powodów premiera Bennetta w grę wchodzi kilka czynników. Po pierwsze – Syria. Izrael systematycznie dokonuje punktowych uderzeń z powietrza na cele powiązane z Iranem, Rosja kontroluje syryjską przestrzeń powietrzną; bez jej cichego przyzwolenia zapewne nie byłoby to możliwe. Co więcej, już na początku wojny minister dyplomacji Jair Bennett popierał ukraińską integralność terytorialną i suwerenność. Reakcja Rosji była natychmiastowa – ambasador przy ONZ Dmitrij Połański wyraził „zaniepokojenie” planami powiększenia izraelskich osiedli na Wzgórzach Golan i przypomniał, że Rosja nie uznaje suwerenności Izraela nad nimi, bo są nieodłączną częścią Syrii. Czyli szantaż – jeśli Jerozolima będzie nieposłuszna, Rosja da Syrii zielone światło do odebrania jej Wzgórz Golan siłą. A jak wiadomo, ma tam też własne bazy.

Izrael nie chce drażnić rosyjskiego niedźwiedzia również ze względu na ogromną diasporę (w obu krajach) i rozliczne związki rosyjskojęzycznych Żydów u siebie w kraju. W Izraelu mieszka ponad milion osób z postsowieckiego świata, wielu oligarchów ma tu domy, firmy, rodziny (Yad Vashem poprosił np. ambasadora USA, by nie nakładano sankcji na izraelsko-rosyjskiego miliardera Romana Abramowicza). Każdy polityk musi liczyć się z tak dużą grupą.

„Zwracam się teraz do wszystkich Żydów. To bardzo ważne, żebyście wy, miliony Żydów na całym świecie, nie milczeli. Bo z milczenia rodzi się nazizm” – mówił wczoraj Zełenski. I przekonywał, że dziś nie można pozostawać neutralnym. Trudno się z nim nie zgodzić.