Głośno o tajnej misji Bibiego

Premier Izraela odbył tajną podróż do Arabii Saudyjskiej. Komplikacje dopiero się zaczynają.

Prywatny odrzutowiec Gulfstream IV wystartował z lotniska Ben Guriona w niedzielę o 19:40, przeleciał nad wschodnim wybrzeżem półwyspu Synaj i 50 minut później wylądował w Neom. Do Izraela wyruszył o 23:50, czyli po nieco ponad trzech godzinach pobytu na terytorium Arabii Saudyjskiej, i tą samą trasą wrócił do Tel Awiwu. Skoro podróż była tajna, to skąd o niej wiadomo? Z serwisu FlightRadar, który odnotował taki lot. Odrzutowiec należy do biznesmena Udiego Angela – to nie pierwszy raz, kiedy Netanjahu z niego korzysta.

Izraelskie media huczą o tej wyprawie. Beniamin Netanjahu miał się spotkać z księciem Mohammedem bin Salmanem w towarzystwie objeżdżającego Bliski Wschód Mikiem Pompeo. Bibiemu towarzyszył szef Mossadu Yossi Cohen. Spotkanie dotyczyło ponoć Iranu oraz normalizacji stosunków Izraela z Arabią Saudyjską, co byłoby sporym przełomem w bliskowschodniej układance. Do tej pory Saudowie twierdzili, że nie zgodzą się na pojednanie, dopóki konflikt z Palestyńczykami nie zostanie rozwiązany.

Informację o wizycie potwierdził dla „Wall Street Journal” jeden z doradców saudyjskiego rządu, a także izraelski minister edukacji Joaw Gallant, który nazwał całe zajście „wspaniałym osiągnięciem”. Po paru godzinach saudyjski minister spraw zagranicznych Faisal bin Farhan zaprzeczył, jakoby do spotkania doszło. Na Twitterze twierdzi, że obecni byli na nim tylko przedstawiciele USA i Arabii Saudyjskiej. O spotkaniu izraelsko-saudyjskim milczy Pompeo, sprawy nie chce komentować izraelski premier. Dlaczego Saudyjczycy nabrali wody w usta?

Na rozgłosie może zależeć samym Amerykanom, bo budowanie koalicji antyirańskiej na osi Izrael-kraje arabskie (temu ma służyć porozumienie z Bahrajnem czy Emiratami) to rodzaj politycznego testamentu Trumpa i jeden z sukcesów jego kadencji. Dla Netanjahu ujawnienie spotkania z następcą saudyjskiego tronu (ponoć wcale nie pierwszego) to też nie problem: od wielu miesięcy buduje przecież nowe sojusze, mające rzekomo wzmocnić bezpieczeństwo jego kraju.

Sytuacja Arabii Saudyjskiej jest bardziej skomplikowana, bo od dawna wspiera Palestyńczyków, po to była Arabska Inicjatywa Pokojowa z 2002 r. Czyli w skrócie: normalizacja stosunków państw arabskich z Izraelem po wycofaniu się przez niego z terenów okupowanych, rozliczeniu kwestii uchodźców oraz ustanowieniu państwa palestyńskiego ze stolicą we Wschodniej Jerozolimie. Inicjatywa zaczęła się kruszyć po podpisaniu porozumień z Bahrajnem i Emiratami, zresztą tajemnicą poliszynela jest, że Bahrajn nie uczyniłby tego bez aprobaty Saudów. Problem w tym, że Izrael będzie trudny do przełknięcia dla saudyjskiej ulicy, od lat widzącej w nim śmiertelnego wroga. A w grę wchodzi też inna kwestia: przecież Rijad wie, że za kilka tygodni w Białym Domu rządzić będzie ktoś inny. Może liczy, że z Bidenem uda się dogadać na innych warunkach?

Ależ się dzieje na Bliskim Wschodzie.