Umarł główny negocjator, co z negocjacjami?

Dzisiejszy news z Bliskiego Wschodu: zmarł Saeb Erekat, główny negocjator palestyński w rozmowach z Izraelem.

Nie chciałabym, żeby to miejsce stało się rubryką z nekrologami, ale nie można przemilczeć tej śmierci. Saeb Erekat był bardzo ważną postacią na palestyńskiej, ale i międzynarodowej scenie politycznej, twarzą rozmów pokojowych z Izraelem w ostatnich 30 latach. Jego pozycja nie była już co prawda tak silna jak za życia Jasera Arafata. Związany z nim i uważany za „jego człowieka”, po śmierci palestyńskiego przywódcy miał kłopoty w nowej rządzącej ekipie. Ale Mahmud Abbas nigdy nie odważył się usunąć Erekata, chociaż on sam nie raz „rzucał papierami”.

Erekat w zasadzie do końca ostro krytykował politykę Izraela, także tzw. deal stulecia. Był też surowym recenzentem poczynań innych państw, w tym Zjednoczonych Emiratów Arabskich, które podpisały porozumienia normalizujące stosunki z Izraelem. Dla niego był to kres marzeń o dwóch państwach, do czego dążył, a co w zasadzie wymknęło mu się z rąk. To głównie jego obciąża się za odrzucenie tzw. planu Ehuda Olmerta, jednej z najkorzystniejszych propozycji z punktu widzenia Palestyny. Erekat mocno za to wspierał wszelkie ruchy wzmacniające palestyńskie aspiracje i wywierał presję na Izrael. Namawiał m.in. do bojkotu produktów wytwarzanych na Zachodnim Brzegu i dążył do uznania Palestyny za państwo przez ONZ i UE.

Choć przebył ciężkie choroby (atak serca, transplantacja płuca w USA), to kiedy widziałam go ostatnio, niewiele się zmieniło: wyrzucał z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego bez względu na to, czy mówił po arabsku, czy po angielsku. Przez wiele lat mieszkał w USA, tam skończył studia, doktorat robił w Wielkiej Brytanii. Wrócił do Palestyny, mieszkał w Nablusie, wykładał nauki polityczne, potem przeniósł się do Jerycha i mieszkał tam do końca życia. Pełnił wiele funkcji w ramach władz palestyńskich, był m.in. sekretarzem generalnym tzw. egzekutywy, jednej z najważniejszych instytucji.

Jest coś symbolicznego, ironicznego w tej śmierci. Erekat urodził się w 1955 r. w Abu Dis, na obrzeżach Wschodniej Jerozolimy, zmarł dziś w szpitalu Hadassa w zachodniej części miasta, dokąd został przewieziony w stanie krytycznym 11 dni po potwierdzeniu zakażenia koronawirusem. Kiedy transportowano go do izraelskiego szpitala, tamtejsi politycy zwracali uwagę, że zbyt pochopnie się na to zgodzono, nie stawiając w zamian żadnych warunków (np. żądania wydania ciał izraelskich żołnierzy). Do tego Palestyna oficjalnie zerwała stosunki z Izraelem i przestała organizować leczenie swoim obywatelom po drugiej stronie muru.

Erekat umiera, kiedy wybory w USA wygrywa Joe Biden, co otwiera być może nowe opcje w sprawie rozmów pokojowych. To oczywiście melodia przyszłości, choć Palestyńczycy mają nadzieję na cofnięcie przynajmniej części niekorzystnych dla nich decyzji Donalda Trumpa, takich jak zawieszenie finansowania UNRWA, przeniesienie ambasady do Jerozolimy, przymykanie oczu na rozbudowę izraelskich osiedli i ryzyko uznania aneksji części Zachodniego Brzegu.