Izrael i koronawirus. Co poszło nie tak?

Izrael był dumny z tego, jak poradził sobie z pandemią. Aż liczba nowych zakażeń eksplodowała do ponad tysiąca dziennie. Teraz wszyscy pytają: co poszło nie tak?

Izrael zalewa druga fala korony. Mieliśmy ponad 300 przypadków, a jest coraz gorzej. Ludzie przestali zawracać sobie głowę zasadami, uważając, że wszystko jest świetnie. Teraz trzeba zrobić krok wstecz. A tacy byliśmy dumni, że szybko zareagowaliśmy – opowiada mi przyjaciel.

Ma rację. Beniamin Netanjahu chwalił się przecież, że Izrael świeci przykładem i to do niego o rady zwracają się przywódcy innych państw. Rzeczywiście, kraj dość szybko poradził sobie ze spłaszczeniem krzywej zachorowań. Zamknął granice, szkoły, knajpy, zawiesił funkcjonowanie transportu publicznego, wprowadził ostre ograniczenia dla zgromadzeń. Kiedy zakażenia były na poziomie 190 na dobę, ograniczył zgromadzenia do 10 osób, co wywołało gniew wśród społeczności religijnych; to właśnie tam koronawirus rozprzestrzeniał się najbardziej. W wielu religijnych miastach, jak Bnei Brak, o restrykcjach nie chciano słyszeć, na pogrzeby ściągały tłumy. Rząd był bezradny, ale w końcu udało się narzucić dyscyplinę. Nie wiadomo, czy pomógł w tym kontrowersyjny program do śledzenia kontaktów. Wiele osób, które dostały powiadomienia, że muszą poddać się kwarantannie, twierdziło, że zaszła pomyłka.

Szło jednak dobrze. Już w maju notowano ok. 20 infekcji dziennie, zaczęło się luzowanie. Otwarto szkoły. Ale inaczej niż w wielu krajach nie zdecydowano się na powrót tylko części placówek, np. dla najmłodszych uczniów, ale od razu dla wszystkich. Po dwóch tygodniach odbiło się to w statystykach. A luzowanie trwało. Na zatłoczonych telawiwskich ulicach maseczki służyły jako ozdoba brody, ewentualnie szyi, dystans między ludźmi z dwóch metrów skrócił się do wyciągniętej ręki.

We wtorek liczba nowych infekcji w ciągu doby przekroczyła 1,1 tys. Liczba aktywnych przypadków wzrosła do ok. 11 tys. W sumie odnotowano ponad 32 tys. zakażeń, zmarły 342 osoby. Rząd znów zamknął bary, siłownie, baseny, wprowadzono ograniczenie gromadzenia się do 20 osób, częściowo zawieszono transport publiczny. Restauracje są otwarte, ale w środku może przebywać do 20 osób, na zewnątrz 30. Wakacyjne obozy mogą się odbyć, ale tylko dla dzieci do czwartej klasy podstawówki.

Wiele wskazuje, że stało się to zbyt późno. Dyrektorka ds. zdrowia publicznego w resorcie zdrowia prof. Sigal Sadecki podała się do dymisji. Napisała na Facebooku: „Izrael zmierza w niebezpiecznym kierunku”. Opisała też, jak ignorowano jej ostrzeżenia o zbyt szybkim uchylaniu restrykcji, zwróciła uwagę na chaos w zarządzaniu kryzysem, marnowanie czasu na debaty zamiast na działanie, a także zbyt szybką wymianę kluczowych urzędników zajmujących się pandemią.

Rząd Netanjahu i sam premier rzeczywiście mają problem. Notowania lecą na łeb, na szyję, tylko 37 proc. Izraelczyków ufa, że rząd poradzi sobie z pandemią. Na początku kryzysu większość obywateli sądziła, że władze sobie poradzą. Tymczasem na jaw wychodzą nowe informacje, jak ta podana przez telewizyjny Kanał 13, że w kwietniu Netanjahu odrzucił przedstawiony mu przez Mosad plan przeciwdziałania nawrotowi fali zakażeń. Zakładał on m.in. wprowadzenie specjalnego systemu komputerowego monitorującego zakażenia, podzielenie kraju na strefy, w których miałyby obowiązywać specjalne zasady w zależności od sytuacji epidemicznej. W zamian zaproponowano ustawę, w świetle której wszelkie obostrzenia i metody walki z pandemią wprowadza rząd z obejściem Knesetu.

Władze Izraela, podobnie jak wielu przywódców na świecie, poddawane są nieustannej presji ze strony społeczeństwa. Bezrobocie wzrosło z 3 do prawie 30 proc. pod koniec kwietnia, teraz spadło do ok. 20 proc. Nastroje nie są najlepsze i Netanjahu jest oczywiście tego świadom. A są inne kłopoty: nierozwiązana sprawa aneksji części Zachodniego Brzegu i presja międzynarodowa w tej sprawie. Jordania, Egipt, Niemcy i Francja ogłosiły właśnie, że jeśli do aneksji dojdzie, to nie pozostanie bez wpływu na ich wzajemne relacje. Dochodzi też nowe napięcie na linii z Iranem.

Jakby tego było mało, minister obrony i następca Netanjahu w fotelu premiera Benny Ganc poddał się właśnie kwarantannie, bo miał kontakt z zakażonym członkiem rodziny. Czuje się dobrze, pracuje zdalnie, czeka na wyniki.