Dobre wiadomości dla Baszara Asada

Wujek prezydenta Syrii został we Francji skazany na cztery lata więzienia za pranie brudnych pieniędzy. To dobra wiadomość dla Damaszku.

Rifat Asad był w Syrii kluczową postacią. To on pomógł starszemu bratu Hafezowi dojść do władzy w 1970 r., a potem ją utrzymać. Na koniec chciał mu ją bezwzględnie odebrać. Rifat kwestionował sukcesję Baszara Asada, który objął władzę po śmierci ojca. Damaszek śledził każdy ruch jego stryja w obawie, że zechce przejąć ster.

Asad umacniał się na różne sposoby. Z jednej strony budował biznesowe imperium, z drugiej wżeniał się w potężne rodziny: Makhoufów czy króla Arabii Saudyjskiej (króla poślubiła siostra żony Rifata). Rifat miał wpływy w wojsku – na początku lat 70. stanął na czele paramilitarnych jednostek chroniących najważniejsze instytucje, mających pod bronią nawet 50 tys. ludzi, do tego helikoptery i czołgi. To jemu przypisuje się „zwycięstwo” w Hamie w 1982 r. Reżim próbował wykończyć Bractwo Muzułmańskie – rządzący Syrią ojciec obecnego prezydenta widział w nim śmiertelne zagrożenie.

W masakrze mogło zginąć nawet 40 tys. ludzi. Rifat nigdy nie przyznał, że brał udział w tej akcji, ale ludzie w Syrii swoje wiedzą, mimo potężnego Muchabaratu wieści szybko się rozeszły. Podobnie jak ta, że to on dwa lata wcześniej inspirował rzeź w więzieniu w Palmirze (w Syrii to Tadmor), czym zapracował na przydomek „rzeźnik z Tadmor”. Więzienie uchodziło za jedno z najgorszych tego typu miejsc w kraju – tu zsyłano niewygodnych wrogów politycznych.

Lojalność Rifata wobec brata skończyła się w 1983 r. Hafez zaniemógł na serce, a do rządzenia wyznaczył sześcioosobowe grono – bez Rifata. To wtedy młodszy brat postanowił wykorzystać słabość starszego. W Damaszku stanęły zmobilizowane jednostki, a zamach stanu wisiał na włosku. Do przejęcia władzy nie doszło, Rifat uległ Hafezowi – pozbawiono go wpływów wojskowych, na otarcie łez dostał fotel wiceprezydenta. Wkrótce potem Rifata wysłano z gospodarską wizytą do Rosji i zasugerowano, by już jednak z niej nie wracał. Rifat zabrał ze sobą setki milionów dolarów, więc raczej wiedział, że wyjeżdża na dłużej. W latach 90. przyjechał do Syrii na pogrzeb matki, ale ostatecznie i tak go wypędzono.

Zainstalował się we Francji, Szwajcarii, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii, gdzie urządził sobie bardzo wygodne życie. Ale dobra passa się skończyła. Paryski sąd skazał go za pranie brudnych pieniędzy, oszustwa podatkowe i sprzeniewierzenie syryjskich funduszy państwowych. Jego domy i biura były warte 90 mln euro. Sąd zajął jego majątki w Paryżu i Londynie. W Hiszpanii do niego i jego rodziny należy ponad 500 nieruchomości o wartości prawie 700 mln euro. Madryt położył rękę na tym majątku trzy lata temu podczas własnego dochodzenia. We Francji oficjalnie jest właścicielem dwóch kamienic w Paryżu, stadniny koni, pałacu, kilku tysięcy metrów kwadratowych powierzchni biurowych w Lyonie.

82-latek nie przyznał się do winy i ponoć chce się odwołać. Nie było go w sądzie, gdy wyrok zapadał, co może mieć związek z jego stanem zdrowia: pod koniec 2019 r. był hospitalizowany z powodu wewnętrznego krwotoku. Rifat przekonuje, że niczego nie sprzeniewierzył, a syryjskie pieniądze dostał w prezencie od saudyjskiej rodziny królewskiej.

Dlaczego wyrok może ucieszyć bratanka? Rifat nigdy się nie pogodził z utratą wpływów. Sądzi, że Baszar ukradł mu prezydenturę. To on obwołał się prawowitym następcą Hafeza (chociaż funkcji wiceprezydenta pozbawiono go kilka lat wcześniej), to on po rozpoczęciu syryjskiej rewolty wezwał Baszara do ustąpienia. Jeśli francuskiemu wymiarowi sprawiedliwości uda się wsadzić Rifata do więzienia, Baszar będzie miał jedno zmartwienie mniej.

A ma ich sporo: lawiruje między Iranem i Rosją, chce odzyskać kontrolę nad dużą częścią Syrii, rosną ceny. Ma do tego na głowie własnego „Rifata”, kuzyna Ramiego Makhloufa – znów idzie o duże pieniądze i wpływy. Pewnie wygra w tym sporze, ale wizerunkowo sporo straci. Tylko czy po tylu latach wojny jeszcze się tym przejmuje?