Izraelczycy wywieszają czarną flagę

Izraelczycy nie chcą, by pod pozorem walki z pandemią odebrano im demokrację.

Niedzielny protest na pl. Rabina w Tel Awiwie był niezwykły. Kilka tysięcy osób w maseczkach (tu też obowiązuje nakaz noszenia ich w miejscach publicznych), z czarnymi flagami, w przepisowej odległości dwóch metrów od siebie, demonstrowało przeciw rujnowaniu demokracji pod przywództwem Benjamina Netanjahu. Izraelczycy sądzą, że premier chce wykorzystać kryzys, by zapewnić sobie bezkarność. I mogą mieć wiele racji.

Równolegle dzieje się kilka spraw. Po pierwsze, przesunięto proces Bibiego oskarżanego o korupcję i nadużycia władzy (grozi mu 13 lat więzienia). Po drugie, wyłania się rząd. Nominalnie premierem jest Netanjahu, ale gdy Benny’emu Gancowi nie udało się stworzyć rządu, inicjatywa wróciła do Knesetu. Ten z kolei może powołać na szefa rządu dowolnego posła (jeśli zbierze się poparcie 61 osób). Ganc z Netanjahu próbują zawrzeć umowę koalicyjną. Ich poniedziałkowe spotkanie zakończyło się niczym, nie wiadomo też, jak bardzo niedzielny wiec podziałał na Ganca. Demonstranci wzywali go, by nie wchodził do rządu z Netanjahu. Przemawiali też politycy (Jair Lapid, Mosze Yaalon, Jair Golan, Ajman Odeh), zgodni, że Bibi buduje rząd „kryzysowy”, by uniknąć odpowiedzialności karnej.

„Tak umierają demokracje w XXI w. Nie niszczą ich czołgi najeżdżające na parlament. Umierają od środka. Pięć lat temu Turcja była demokratyczna. Cztery lata temu Węgry były demokratyczne. Umarły od środka. Bo dobrzy ludzie milczeli, a słabi się poddali” – mówił Jair Lapid, który nie krył rozczarowania, gdy Ganc postanowił tworzyć koalicję z Netanjahu. Mosze Yaalon dodał, że Izrael „potrzebuje uzdrowienia – nie tylko z epidemii, ale i z przywództwa, które troszczy się wyłącznie o własny interes”.

Ruch „czarnej flagi” nie narodził się w ostatnią niedzielę. Od pewnego czasu Izraelczycy, którzy rządy Netanjahu uznają za zagrożenie dla demokracji, przytwierdzają flagi do samochodów czy domów. To więcej niż protest liberałów z Tel Awiwu. Prócz zgromadzonych na pl. Rabina (i przy teatrze Habima) do protestu przyłączyło się wiele osób w sieci.

Jeśli nawet demokracja przeżywa trudne chwile, podobnie jak sam Izrael, gdzie z powodu Covid-19 zmarły 173 osoby, a u ponad 13 tys. stwierdzono koronawirusa – protesty dowodzą, że obywateli nie da się uciszyć.