50 mld dol. dla Bliskiego Wschodu

Suma jest spora. Problem w tym, że oferty w zasadzie nie złożono, a nawet nie ma stołu, przy którym mogliby negocjować najbardziej zainteresowani.

Trzy dni przed konferencją w Bahrajnie Jared Kushner ujawnił część szczegółów amerykańskiego planu dla Bliskiego Wschodu. Ale poza wielkimi sumami niewiele z tego na razie wynika. Jeśli za listą zakupów nie pójdą deklaracje, plan nie będzie wart papieru, na którym go spisano.

Osobna kwestia to nastawienie Palestyńczyków, którzy wielokrotnie podkreślali, że nie sprzedadzą idei powstania państwa za żadne pieniądze. Na razie nic nie wskazuje na to, żeby zmienili zdanie. A Kushner unika jakichkolwiek deklaracji. Przyjdzie na to czas – obiecuje. Do jesiennego zaprzysiężenia rządu w Jerozolimie raczej nie poznamy żadnych szczegółów.

Co zawiera plan

28 mld dol. zainwestowano by na Zachodnim Brzegu i w Gazie, 7,5 mld w Jordanii, 9 mld w Egipcie, 6 mld w Libanie. Inwestycje mają zapewnić miejsca pracy (milion w Gazie i na Zachodnim Brzegu), obniżyć bezrobocie o co najmniej 20 pkt. proc., o połowę obniżyć wskaźnik ubóstwa i podwoić PKB. „Pokój do dobrobytu”, 40-stronicowy dokument, ma zapewnić Palestyńczykom to, co zapowiada, tyle że w odwrotnej kolejności: najpierw przynieść dobrobyt (a przynajmniej jego wizję), potem pokój. Najwyraźniej nawet w Gazie.

Na razie widzę tu więcej pytań niż odpowiedzi. Ameryka i Izrael przełkną, że Hamas rządzi Gazą? Co z blokadą tej enklawy? Jak Amerykanie zdobędą zaufanie Palestyńczyków? I przede wszystkim: jak sfinansować ten plan? Amerykanie liczą, że sporą część wyłożą zamożne państwa Zatoki, a środkami będzie zarządzać międzynarodowy bank rozwoju.

Plan zakłada sfinansowanie 179 projektów związanych z infrastrukturą, wodą, energią, telekomunikacją, turystyką, infrastrukturą medyczną (aż 147 powstanie na terenach palestyńskich, 15 w Jordanii, 12 w Egipcie, pięć w Libanie). Jeden z projektów zakłada unowocześnienie linii przesyłu energii z Synaju do Gazy. Prawie miliard zasili palestyński przemysł turystyczny. Ma to być impulsem do pobudzenia gospodarki, jak nie przymierzając Plan Marshalla dla zrujnowanej wojną Europy.

Ale wtedy to Wuj Sam był głównym donatorem, a teraz Ameryka szuka źródeł finansowania swojego pomysłu w kieszeniach innych państw regionu. Czy je dostanie? Pierwsze komentarze są dość sceptyczne.

Palestyńczycy do Bahrajnu się nie wybierają (poza jednym biznesmenem), Izrael też oficjalnie nie został zaproszony, będzie reprezentowany przez kilku przedsiębiorców. Wygląda na to, że rozpoczyna się wielkie sondowanie stron. A Trump i jego ekipa grają w to, co umieją najlepiej – handel. Kushner zdaje się liczyć, podobnie jak jego teść, że biznesowe podejście w polityce zadziała. Piłka w grze, a jak mówią starzy wyjadacze: „kupił, nie kupił, potargować można”.