Izrael wybiera. Na razie nie wiemy, kto będzie premierem

Kto wygrał wybory w Izraelu? Na razie wiadomo, że nie wiadomo.

Tuż po zamknięciu lokali wyborczych opublikowano trzy badania exit polls. Raz Likud Beniamina Netanjahu i koalicja Niebiesko-Białych pod przywództwem Benny’ego Ganca remisują (36 mandatów w Knesecie), drugie badanie wskazuje, że Ganc ma przewagę (37 do 33 mandatów), a trzecie – że wprowadza o jednego posła więcej (37-36).

Sondaże są tak rozbieżne, że trudno przesądzić, kto zostanie premierem. Przed wyborami największą obawą (media nazywały to wprost „paranoją”) Netanjahu było to, że jego przeciwnicy zdobędą co najmniej cztery mandaty więcej niż on.

Izraelskie prawo nie wymaga, by lider zwycięskiej opcji otrzymał misję tworzenia rządu. Tradycyjnie prezydent powierza ją temu politykowi, który ma szansę zbudować koalicję złożoną z co najmniej 61 posłów, którzy poprą jego gabinet (np. w 2009 r., mimo że Kadima i Cipi Livni miała 29 mandatów, a Likud 28, premierem został i tak Netanjahu).

Wszystkie przedwyborcze sondaże i możliwe konfiguracje wskazywały, że to Netanjahu będzie mieć większą zdolność koalicyjną niż Ganc, nawet jeśli ten drugi nominalnie otrzyma więcej mandatów. Na razie widać (tylko na podstawie exit polls), że Netanjahu może być łatwiej uciułać poparcie, choć nic nie jest pewne (nie jest np. znany los jednego z arabskich bloków). Najwyraźniej nie udał się manewr Natalego Bennetta i Ajelet Szaked z utworzeniem nowego ugrupowania; ich Nowa Prawica prawdopodobnie nie prześliźnie się przez 3,25-proc. próg wyborczy i dotychczasowi ministrowie: edukacji oraz sprawiedliwości, znajdą się poza Knesetem (do parlamentu wchodzą tylko według sondażu, w którym Ganc i Netanjahu osiągają dokładnie te same wyniki). O tym, kto zostanie premierem, zdecydują wyniki mniejszych partii: bloków arabskich i ugrupowań prawicowych.

Kto więc wygrał wybory? Żaden z liderów nie może ogłosić się zdecydowanym zwycięzcą. Najbliższe godziny (w środę powinny być znane pełne wyniki) pokażą, jakimi siłami dysponują. Wszystko wskazuje na to, że żaden z kandydatów na premiera nie dostał silnego mandatu do rządzenia. Jeśli potwierdzi się jeden z sondaży, Bibi zyska 60 mandatów (potrzebuje o jeden więcej), Ganc 48, reszta to posłowie arabscy (którzy wprawdzie do rządu nie wejdą, ale może poprą rząd Ganc). Nawet w tym układzie to Netanjahu ma większe szanse na fotel premiera.

W tej chwili oba scenariusze są możliwe. Izraelczycy nie pokazali ani zdecydowanej czerwonej kartki dotychczasowemu premierowi, ani też nie pochwalili stylu jego gry. Na razie powiedzieć można tylko tyle, że piłka jest w grze. Obaj politycy ogłosili zwycięstwo. Kłopot w tym, że zwycięzca może być tylko jeden.