Gdzie jest saudyjski dziennikarz?

Jeśli potwierdzą się sensacyjne informacje Reutersa, „New York Times” i „Washington Post”, że znany saudyjski dziennikarz Dżamal Chaszodżdżi nie żyje, Arabii Saudyjskiej trudno będzie podtrzymać budowaną misternie opowieść o tym, jak bardzo nowoczesnym krajem się staje.

Sprawa jest bardzo zagadkowa, a pewne są w niej tylko dwie kwestie:

1. Dżamal Chaszodżdżi od jakiegoś czasu krytyk saudyjskich władz, a w szczególności następcy tronu Mohammeda bin Salmana we wtorek po południu wszedł do konsulatu Arabii Saudyjskiej w Stambule, gdzie miał do załatwienia sprawę urzędową – potrzebował odpowiednich dokumentów, by mógł wziąć ślub ze swoją turecką narzeczoną.

2. Od wejścia Chaszodżdżiego do konsulatu minął prawie tydzień i nadal nie wiadomo, gdzie jest, ani co się z nim stało.

Tureckie służby prowadzą śledztwo, ale według ustaleń mediów, dziennikarz miał żalić się swojemu przyjacielowi, że obawia się wizyty w konsulacie, bo ma przeczucie, że może być aresztowany i siłą wywieziony do Arabii Saudyjskiej. Odkąd Chaszodżdżi zaczął coraz mocniej krytykować saudyjskie władze oraz Donalda Trumpa, jego sytuacja się skomplikowała – postanowił wyjechać z kraju, osiedlił się w Waszyngtonie (pisywał do „Washington Post”).

Wracając do wydarzeń z wtorku: narzeczona Chaszodżdżiego czekała na niego do północy we wtorek przed konsulatem, pojawiła się tam też z samego rana. Po dziennikarzu słuch zaginął. Władze saudyjskie oświadczyły w środę, że opuścił on konsulat, ale tureckie władze stwierdziły, że Chaszodżdżi nadal jest w budynku. Policja sprawdziła zapisy z kamer, potwierdzając, że Chaszodżdżi nie opuścił konsulatu, a przynajmniej nie wyszedł z niego na piechotę. Potwierdzono z kolei, że tego dnia panował duży ruch wokół konsulatu – samochody wjeżdżały i wyjeżdżały. Uwagę śledczych mieli też zwrócić mężczyźni, którzy pakowali jakieś skrzynie do czarnego samochodu na terenie placówki kilka godzin po zniknięciu dziennikarza. Ale to wszystko spekulacje, przecieki, domysły. Saudyjscy oficjele  twierdzą, że dziennikarz nie został aresztowany, ani nie przebywa w konsulacie. Jeśli tak, to gdzie jest? Ludzie nie rozpływają się nagle we mgle. Zwłaszcza w konsulatach.

Prawda może okazać się znacznie brutalniejsza. Według tureckiej policji, Chaszodżdżi był torturowany, a następnie zabity przez specjalny 15-osobowy zespół morderców,  jego ciało poćwiartowane na kawałki, a następnie wywiezione poza teren konsulatu. Pojawiła się też teoria, że morderstwa miano dokonać w tzw. bezpiecznej trumnie, bez śladów. Czy tak było? Na razie tego nie wiemy.  Sprawa z punktu widzenia śledczych jest bardzo skomplikowana – turecka policja nie może po prostu wejść na teren placówki dyplomatycznej. Wprawdzie książę Mohammed zapowiedział publicznie, że tureckie władze mogłyby przeszukać budynek, bo „nie mają nic do ukrycia”, ale czy do tego dojdzie? Czy Turcja (pozostająca i tak w nie najlepszych stosunkach z Arabią Saudyjską) będzie chciała iść na otwarty konflikt? Rośnie presja na wszystkie strony, ale co ciekawe – wypowiadający się niemalże na każdy temat prezydent Donald Trump – akurat w tej sprawie zachowuje wymowne milczenie. Czyżby przyjaźń z księciem aż tak bardzo krępowała mu ręce?

Jeśli Saudyjczycy mają krew na rękach, pewnie się do tego nie przyznają. Rodzą się też wątpliwości, na ile Turcja będzie zdeterminowana, by ustalić, co stało się z dziennikarzem. Jakimś pomysłem mogłoby być rozpoczęcie międzynarodowego śledztwa, uważa Human Rights Watch. Sprawa jest  poważna i bardzo pilna, zanim zostaną zatarte wszelkie ślady, a świadkowie „stracą” pamięć.

Jedno jest pewne. Arabia Saudyjska, która usiłuje przekonać świat do tego, że staje się nowoczesnym krajem, w którym kobiety mogą prowadzić samochód, a nawet kierować wielkim bankiem, będzie musiała bardziej się postarać, by świat w to uwierzył. Pierwszym krokiem powinno być pełne wyjaśnienie sprawy Chaszodżdżiego, kolejnym zwolnienie więźniów politycznych, w tym Raifa Badawiego i Ludżajn al-Hathloul.