Kto za Abbasa?

Mahmud Abbas, palestyński prezydent, opuścił dziś szpital w Ramallah, gdzie spędził osiem ostatnich dni. Ale Palestyńczycy mają nie lada problem z tzw. osobą numer dwa w państwie. Trochę jak w Polsce.

Sprawa choroby palestyńskiego przywódcy zupełnie przypadkiem zbiegła się w czasie z niedomaganiem Najważniejszego Przywódcy w Polsce. Obaj panowie trafili do szpitali – Prezes RP, jak powszechnie wiadomo, z powodu kłopotów z kolanem, a Abu Mazen najpierw z powodu zapalenia ucha, a ostatnio zapalenia płuc. Kłopoty ze zdrowiem obu liderów wywołały szereg spekulacji co do ich następców. Polskę i Palestynę sporo różni, ale jest też kilka podobieństw.

1. Sekretne szczegóły na temat stanu zdrowia

Stan zdrowia prezydenta Abbasa jest ściśle strzeżoną tajemnicą. Tak ściśle, że przez ostatnie dni nawet palestyńska prasa milczała na ten temat jak zaczarowana. Publikowano jedynie zdjęcia najważniejszego pacjenta z aktualną gazetą w ręku, co z jednej strony miało uspokajać publikę (a przede wszystkim szykujących się do przejęcia schedy następców), że to jeszcze nie teraz…

Z drugiej strony zdjęcia robiły dziwne wrażenie – tzw. dowody życia stosuje się przy porwaniach dla okupu, kiedy porywacze muszą udowodnić, że ofiara żyje. W przypadku Polski do prasy żadne zdjęcia (na razie?) nie przeniknęły. Wierzymy na słowo, że rekonwalescencja przebiega prawidłowo i „za kilkanaście dni” Prezes Państwa wróci do pracy.

2. Goście w szpitalu

Absolutnie wyselekcjonowani, tylko najbliżsi współpracownicy z tzw. politycznej rodziny mieli dostęp do najważniejszych pacjentów. Zarówno współpracownicy Abbasa, jak i Kaczyńskiego zapewniali nieustannie, że przywódcy codziennie byli i są informowani o najważniejszych sprawach.

3. Ciszej o następcach

W Polsce i Palestynie rozważania o potencjalnych następcach są kwestią równie naturalną, co niebezpieczną. Zarówno tam, jak i tu władza stara się temat wyciszyć. W przypadku Abbasa sprawa jest jednak bardziej skomplikowana, bo sposób wyłonienia następcy niejasny, a kolejka potencjalnych kandydatów bardzo długa.

Od czasu jego wyboru, co miało miejsce 13 lat temu, nie odbyły się żadne inne (choć powinny już po czterech latach, czyli w 2009 r.). Od dziewięciu lat decyzją Palestyńskiej Rady Centralnej Abbas sprawuje swój urząd „bezterminowo”. Co nie oznacza oczywiście, że problemu nie ma. Prawdopodobnie Palestyńczycy, tak jak Izrael – dla którego kwestia, kto będzie następcą Abbasa, jest istotna – zdają sobie sprawę, przed jak politycznie trudnym i skomplikowanym procesem stoją.

Na stole jest kilka opcji, wszystkie co najmniej dyskusyjne. Palestyńskie prawo daje przewodniczącemu parlamentu możliwość sprawowania funkcji prezydenta przez 60 dni do czasu przeprowadzenia nowych wyborów prezydenckich. Problem w tym, że tym przewodniczącym jest Aziz Duwaik, członek Hamasu. Część Palestyńczyków uważa, że to on powinien był sprawować obowiązki prezydenta już w 2009 r., kiedy wygasła kadencja Abbasa. Dziś jednak trudno sobie wyobrazić, by rządzący na Zachodnim Brzegu Fatah oddał władzę w ręce hamasowca. Nie jest też pewne, czy on sam będzie chciał przejąć stery.

Zresztą Palestyńska Rada Legislacyjna de facto jest martwa – ostatnie wybory do tej instytucji odbyły się w 2006 r., jest w zasadzie nieuznawana przez rząd w Ramallah, który uznaje tylko „własny” parlament, Palestyńską Radę Narodową (której uprawnienia trzy lata temu oddano w ręce Palestyńskiej Rady Centralnej).

Jakąś opcją byłoby wyznaczenie przez samego Abbasa zastępcy, ale na ten pomysł Abu Mazen się nie zgadza. Być może w obawie przed próbą przewrotu.

Na giełdzie jest kilka nazwisk. Mowa na przykład o Ramim Hamdallahu, który od pięciu lat pełni funkcję premiera. Kłopot jednak w tym, że nie jest członkiem Fatahu, nie ma swojego politycznego zaplecza i nie jest pewne, czy będzie gotów podjąć się tej misji – dwa miesiące temu padł ofiarą nieudanego zamachu w Strefie Gazy, gdzie nic nie dzieje się bez wiedzy Hamasu.

Mowa również o Mahmudzie al-Alul, zastępcy szefa Fatahu, w przeszłości szefie bojówek tego ugrupowania. Istnieją jednak obawy, że mógłby wykorzystać bojówki do walki o władzę (ponoć nadal ma pod kontrolą oddane sobie grupy).

Sam Abbas wiele zrobił, by pozbyć się konkurecji. Z Zachodniego Brzegu przepędził Mohammeda Dahlana, od władzy odsunął Dżibrila Rażuba, a nawet ostatnio Jassera Abeda Rabbo, który jeszcze do niedawna był uważany za jego bliskiego zaufanego jako szef komitetu wykonawczego OWP. Spotkałam Rabbo kilka lat temu w Ramallah, sprawiał wrażenie osoby dobrze poinformowanej i bardzo pewnej siebie. Dużo palił (zresztą sam Abbas też jest nałogowym palaczem), popielniczki były rozstawione na stołach podczas oficjalnych spotkań – rzecz możliwa dziś chyba już tylko na Bliskim Wschodzie. Plotki o tym, że szykuje przewrót pałacowy, przypieczętowały jego polityczny los.

Wracając jednak do Dahlana i Rażuba – wiadomo, że obaj mają wielki apetyt na władzę. Dahlan od lat wspiera Hamas, ale jeśli pojawi się okazja, zapewne będzie chciał wrócić z Dubaju do Ramallah. Rażub zmarginalizowany w federacji piłkarskiej też aż rwie się do powrotu.

Na razie wydaje się, że całkiem mocną pozycję ma Saeb Erekat, główny negocjator palestyński w rozmowach z Izraelem i ważna figura. Kłopot z nim jest jednak taki, że choć Abbas go ceni i szanuje (nawet mianował go sekretarzem generalnym OWP, co ma o tyle znaczenie, że z tej właśnie pozycji Abbas przeskoczył na fotel prezydenta po śmierci Arafata), to jest uważany za politycznego outsidera.

Największy kłopot – nie jest jasne, w jaki sposób zostanie wyłoniony następca. Jeśli doszłoby do wyborów, ich wynik byłby łatwy do przewidzenia. Palestyńczycy mają dość Abbasa i większość chciałaby jego ustąpienia. Poparcie ulicy od lat ma Marwan Barghouti, który byłby w stanie zagrozić nawet Ismaelowi Hanije w Gazie, o Zachodnim Brzegu nie wspominając. Z nim kłopot jednak jest taki, że siedzi w izraelskim więzieniu z wyrokiem pięciokrotnego dożywocia za zamachy terrorystyczne. Wprawdzie Hamas chciał go kilka lat temu włączyć do umowy związanej z uwolnieniem izraelskiego żołnierza Gilada Shalita, ale Izrael odmówił. Nie ma żadnych sygnałów, by zmienił zdanie, zwłaszcza że Baghouti nawołuje do trzeciej intifady (sam był bojownikiem obu poprzednich).

Wracając na podwórko krajowe: Wojciech Szacki w ostatniej analizie dla POLITYKI szukał drugiej osoby w PiS w razie politycznej emerytury najważniejszego Prezesa. Choć przekaz oficjalny jest oczywiście taki, że sam szef partii na żadną emeryturę się nie wybiera. Podobnie rzecz ma się z Abbasem, który zapowiada, że nie odejdzie, dopóki Jerozolima nie będzie stolicą Palestyny. Wychodzi więc na to, że o żadnych politycznych następcach mowy nie ma. Choć nie oznacza to, że nie ma problemu. I w Polsce, i w Palestynie.