Prawo do siedzenia

Czy kobieta może odmówić zmiany miejsca dlatego, że ultraortodoksyjny Żyd nie chce usiąść obok niej? Może, ale na razie się o tym nie dowie.

Władze lotnisk w Izraelu odmówiły umieszczenia na lotnisku Ben Guriona reklamy informującej kobiety o przysługujących im prawach: załoga nie może zmusić kobiety do zmiany miejsca, jeśli ortodoksyjny Żyd nie chciałby (według nakazów religijnych – nie mógłby) usiąść obok niej. Za kampanią stoi Izraelskie Centrum Działań Religijnych (IRAC), organizacja działająca na rzecz praw człowieka, wolności religijnej i sumienia, tolerancji, sprawiedliwości społecznej, równości. Ale i walczy z segregacją płciową w miejscach publicznych.

Ma też kilka sukcesów, w tym orzeczenie Sądu Najwyższego uznające za nielegalną segregację ze względu na płeć w środkach transportu, pozew zbiorowy przeciwko radiu publicznemu, w którym odmówiono kobietom dostępu do anteny, zniesienie oddzielnych dla kobiet i mężczyzn wejść do publicznych przychodni, segregacji płciowej na pogrzebach, a także zmuszenie władz Bejt Szemesz do usunięcia z ulic znaków wzywających do zachowania skromności (kto choć raz był np. w Mea Szearim w Jerozolimie, wie, o czym piszę).

Batalia Renee Rabinowitz

Ale najgłośniejszą sprawą był pozew wytoczony liniom El Al w imieniu Renee Rabinowitz, 82-letniej ocalonej z Holokaustu emerytowanej prawniczki, której również nakazano zmienić miejsce w samolocie. W 2015 roku obok 81-letniej wówczas kobiety, lecącej z Newark do Tel Awiwu w klasie business, usiadł mężczyzna, który po chwili poprosił o zmianę miejsca. Steward zaproponował kobiecie „lepsze miejsce”, które wcale się takie nie okazało. Kiedy wyszło na jaw, że chodzi o pasażera obok, uznała, że i ona nie ma ochoty na podróż w takim towarzystwie. Zgodziła się przesiąść. „Nie uważam się za feministkę, ale zawsze stoję w obronie zasad” – wyznała „Guardianowi”. Sama jako prawniczka zajmowała się sprawami dotyczącymi molestowania seksualnego.

Pani Rabinowitz stała się ważnym symbolem walki o prawa kobiet w Izraelu. W dodatku wygrała swoją batalię. W zeszłym roku sąd uznał, że linie lotnicze nie mają prawa nakazywać zmiany miejsca ze względu na płeć. Pani Rabinowitz należało się 6,5 tys. szekli odszkodowania (adwokat domagał się 50 tys.). A same linie musiały określić swoją politykę i przeprowadzić szkolenia dla załogi. IRAC zaś rozpoczął kampanię medialną do walki z dyskryminacją płciową na pokładach samolotów. W wideo podkreślono, że nakaz religijny nie może być usprawiedliwieniem dla takiej dyskryminacji.

Przedstawiciele IRAC uważają, że pasażerowie samolotu nie ułatwiają sprawy, bo zamiast prosić mężczyznę z ortodoksyjnej społeczności, by usiadł, wywierają presję na kobietę, mówiąc jej, że jeśli się nie przesiądzie, samolot nie wystartuje.

„Panie proszone są o zajęcie miejsca i zatrzymanie go” – to główne hasło na billboardach, jakie IRAC chciał umieścić na lotnisku Ben Guriona w czasie święta Pesach (Izraelczycy sporo wtedy podróżują), na co nie wyrażono zgody. To w Izraelu newralgiczny problem, dość zresztą częsty. Mnie samej nie udało się zdążyć na kolejny samolot, bo ten z Tel Awiwu wyleciał z dużym opóźnieniem z powodu zamian miejsc. Ale za tymi niedogodnościami praktycznymi stoi konflikt między świecką a religijną częścią społeczeństwa, którym coraz trudniej żyć obok siebie.

Wyroków nie zawsze się przestrzega. Od kiedy w 2011 roku sąd zakazał przymusowej segregacji płciowej w autobusach, IRAC wniósł aż 13 pozwów przeciwko firmom przewozowym, które nie zastosowały się do nowych przepisów. I tym razem IRAC nie składa broni i zamierza dalej walczyć o prawa kobiet.