„Decydująca burza” w Jemenie

W Rijadzie wybiła północ, kiedy Arabia Saudyjska wraz z sojusznikami ruszyła na pomoc prezydentowi al-Hadiemu, broniącemu się wraz z lojalną wobec niego częścią jemeńskiego wojska w Adenie.

Nawet jeśli uda się wyrwać Jemen z rąk szyickich rebeliantów Huti, nie zakończy to problemów tego kraju. Nie mniej groźnym wrogiem jest panosząca się tu Al-Kaida, walka z którą nie jest celem obecnej operacji. Swoje dokłada też były dyktator, który przebiera nogami, by znów pojawić się w Sanie.

Już nie było na co czekać: rebelianci szyickiego plemienia Huti weszli do Adenu, godziny al-Hadiego były w zasadzie policzone. Pojawiły się nawet informacje, że prezydent z Adenu zbiegł. Jeszcze chwila, a władzę przejęliby Huti, którzy połączyli siły z wojskiem lojalnym wobec byłego prezydenta Saleha.

W tej chwili trwa operacja „Decydująca burza”, są naloty, są pierwsze ofiary cywilne – to mieszkańcy Sany, gdzie spadły pierwsze bomby. W akcji udział bierze 100 samolotów saudyjskich, 30 odrzutowców w barwach Zjednoczonych Emiratów Arabskich, 10 z Kataru, 15 z Bahrajnu i tyle samo z Kuwejtu, po 6 z Maroka i Jordanii oraz 3 sudańskie skierowano do operacji „Decydująca burza”.

Do walki przyłączają się Jordania, Egipt, Pakistan… Amerykanie nie biorą bezpośredniego udziału w operacji (chociaż zadeklarowali wsparcie logistyczne i wywiadowcze), jednak Iran już zdążył oświadczyć, że to „agresja wpierana przez Amerykanów”. Teheran zaprzecza oczywiście, że wspiera Hutich, ale nikt w to nie wierzy.

Jemen dołączył do ponurej kolekcji państw na Bliskim Wschodzie ogarniętych chaosem. Widać, że do spokoju wciąż daleko. Huti przejęli bazy lotnicze, ciężki sprzęt, ale jak długo mogą się bronić bez wsparcia z zewnątrz? To wsparcie mogłoby nadejść tylko z Iranu, ale na to się nie zanosi.

Wszystko wskazuje na to, że po atakach z powietrza rozpocznie się operacja lądowa. Arabia Saudyjska zadeklarowała, że może wysłać nawet 150 tys. żołnierzy. To powinno wystarczyć, by rozprawić się z Huti. Tyle że to niejedyny problem Jemenu.

Równie groźna jest przecież tutejsza Al-Kaida, która w Jemenie tworzy swój główny bastion i nie zamierza zmieniać swoich planów. Własne plany ma też obalony kilka lat temu Abdullah Ali Saleh, któremu marzy się powrót do pałacu w Sanie.

Jeśli więc celem tej „burzy” będzie wyłącznie rozprawienie się z Huti w celu przywrócenia rządów al-Hadiego, może okazać się, że nie jest ona wcale tak „decydująca”.

Stolica Jemenu, Sana. Fot. Judith Argila, Flickr CC by 2.0.

Stolica Jemenu, Sana. Fot. Judith Argila, Flickr CC by 2.0.