Bliski Wschód w ogniu
Istnieją obawy, że obecna wojna przerodzi się w konflikt regionalny.
W Izraelu stało się coś niewyobrażalnego: wczoraj zobaczyliśmy, jak to dumne państwo rzucane jest na kolana przez grupę napastników. Wdarli się ze wszystkich stron; przez morze, paralotniami, dżipami, a potem już na piechotę przechodzili przez przedarte ogrodzenie graniczne, które przecięli za pomocą koparki. Zajęli punkty kontrolne na dwóch przejściach, wdarli się do jednostek wojskowych, zajęli posterunek policji w Sderot, rozpierzchli po okolicy, chodząc od domu do domu, zabijając ludzi, porywając ich, zawożąc do Gazy. Zdjęcia z wczoraj są przerażające: porwane kobiety, dzieci, babcie, żołnierze i żołnierki. Bezczeszczone zwłoki. A na ulicach Gazy radość towarzysząca paradzie jeńców obwożonych po mieście. Dzień triumfu Hamasu. Izraelska armia i cała machina jakby po wypowiedzeniu magicznego zaklęcia nagle wyparowały. Ludzie dzwonili do telewizji i błagali o pomoc dla siebie i swoich bliskich. Ojcowie rozpoznawali swoje dzieci i żony na zdjęciach z Gazy. W 22 kibucach i miasteczkach grasowały bandy uzbrojonych zamachowców (i dotąd nie wszyscy zostali wyłapani). Już dziś wiemy, że liczba zabitych w Izraelu przekroczyła 300 osób, a prawie 2 tys. jest rannych.
Wielu moich znajomych w Izraelu zadaje sobie pytanie: jak to się mogło stać? Jak kraj z jedną z najpotężniejszych armii świata, wszechpotężnymi służbami, na które idą dziesiątki miliardów szekli, nagle zaspał. Dosłownie. Syreny alarmowe zawyły ok. 6:30 rano, kiedy wiele osób jeszcze po prostu spało spokojnym szabatowym snem, bo nastać miał poranek święta Simchat Tora. Nikt nie spodziewał się, że rakiety są tak naprawdę tylko przykrywką do przeprowadzenia ataku na terytorium samego Izraela. Jak to możliwe, że służby nie wiedziały albo nie umiały temu zapobiec? To nie błąd, to zbrodnia.
Błędem było „niepołączenie kropek” przed wojną Jom Kippur czy zabójstwem premiera Icchaka Rabina. Teraz skala kompromitacji jest porażająca. Sobotni atak, w którym udział wzięło tyle osób, wymagał solidnego przygotowania, logistyki, po palestyńskiej stronie musiało wiedzieć o tym wielu ludzi. Takie poważne operacje trudno utrzymać w tajemnicy. Izrael przecież bez przerwy monitoruje sytuację w Gazie, satelity, drony skanują każdy kawałek tej niewielkiej przestrzeni. Jak i one mogły być ślepe?
Kiedy wczoraj rozmawiałam z jedną z mieszkanek kibucu przy granicy z Gazą, pytałam, czy przyjechali już żołnierze, czy mają pomoc, bo przecież nieopodal jest co najmniej jedna duża jednostka wojskowa. „Nie wiem, co ci mam powiedzieć” – odparła. Ludzie nagle zobaczyli, że nie mogą liczyć na ochronę państwa w chwili, gdy jest ona najpotrzebniejsza.
Czas na rozliczenia na pewno przyjdzie, to nie teraz. Najpierw Izrael musi pozbyć się zamachowców i odzyskać pełną kontrolę nad zajętymi terenami, potem, a właściwie już teraz – nastąpi odwet. Jego skala może być niewyobrażalna, łącznie z atakiem na Iran i Liban (są tam już przygraniczne potyczki z Hezbollahem). A to oznacza, że cały Bliski Wschód może zapłonąć, włączając w to, rzecz jasna, Zachodni Brzeg, gdzie mieszka przecież jakieś 600 tys. żydowskich osadników. Wczorajsze zdjęcia pozostawiają ogólne wrażenie, że Izraelowi więcej wolno. O ile do tej pory był krytykowany za nieproporcjonalnie ostre akcje przeciwko Hamasowi, o tyle dziś Zachód wydaje się dawać mu zielone światło na to, jak odpowie. To się może zmienić, gdy rozpocznie się lądowa operacja (już wczoraj zaaprobowana przez rząd), kiedy kolejne krwawe zdjęcia będą napływać z Gazy.
Ważnym elementem będą pojmani Izraelczycy (i grupa nepalskich studentów), ich liczba może iść nawet w setki. Hamas liczy, że dzięki nim uda się uwolnić wszystkich palestyńskich więźniów z izraelskich więzień. Wszystkich pewnie nie, ale niewykluczone, że wielu. Presja ze strony Izraelczyków pewnie będzie ogromna (za zwolnienie młodziutkiego żołnierza Gilada Szalita Izrael uwolnił 1,1 tys. palestyńskich więźniów).
Będąc niedawno w Jerozolimie, w domu znajomego, przypadkiem zobaczyłam przez okno pożar za ogrodzeniem. To prawdopodobnie jego sąsiad wypalał trawę. Bliski Wschód znowu w ogniu, pomyślałam. Cóż ja mogłam wiedzieć o ogniu?