Ameryka zabiła kolejnego lidera ISIS
Abu Ibrahim al-Hashimi al-Qurashi zginął w operacji w północnej Syrii – poinformował właśnie Biały Dom.
To pierwsza zorganizowana na tak dużą skalę operacja amerykańskich sił od października 2019 r., czyli od zabicia poprzedniego lidera ISIS Abu Bakr al-Baghdadiego, słynnego samozwańczego kalifa. Tym razem szefa Państwa Islamskiego komandosi dopadli na obrzeżach Atme, miasteczka położonego tuż przy granicy z Turcją. W nocnym nalocie, w którym wzięły udział trzy helikoptery, zabito co najmniej 13 osób, w tym kobiety i dzieci. Media podają różne liczby ofiar. Na zdjęciach widać zdewastowany dwupiętrowy budynek z surowych pustaków, z dachem zawalonym niemal w całości.
W Atme (kilkanaście kilometrów od miejsca, gdzie został zabity al-Baghdadi) schroniło się wiele rodzin przesiedleńców, a wśród nich – podobnie jak w całej prowincji Idlib – wszelkiej proweniencji bojówki walczące z reżimem Asada, powiązane głównie z Al-Kaidą i Państwem Islamskim. W ostatnich latach, w ramach „oczyszczania” Syrii z przeciwników, armia wysłała do Idlib rozmaitych niepokornych – powiększyli ludność prowincji o 100 proc. Dziś jest ona kontrolowana przede wszystkim przez Hayat Tahrir al-Szam – ruch, który wypączkował z Al-Kaidy, udający, że jest cywilizowaną wersją organizacji bin Ladena. Ponoć nie chodzi im o zagraniczne akcje terroru, a ich głównym celem jest Syria. Hayat Tahrir al-Szam od dawna próbuje usunąć stąd konkurentów. Można się tylko domyślać, że pragnie powtórki z historii, a zarazem chce uniknąć błędów ISIS – dlatego jego ruch jest nie mniej groźny.
Wie o tym i Zachód, i Moskwa, i Damaszek. Tak się jednak składa, że to Ameryka (która przecież wycofała się już z Syrii) nadal dokonuje tu egzekucji co groźniejszych przywódców organizacji terrorystycznych. We wrześniu zeszłego roku niedaleko Idlib zginął jeden z liderów Al-Kaidy, a w październiku za pomocą drona zabito wysokiego przywódcę ruchu Abdula Hamida al-Matara.
Al-Qurashi (naprawdę nazywał się Amir Mohammed Abdul Rahman al-Mawli) był prawą ręką al-Baghdadiego, poznali się ponoć w więzieniu. Na wolności związał się z Al-Kaidą, a gdy al-Baghdadi postanowił działać na własną rękę, dołączył do niego, odgrywając ważną rolę w przejęciu Mosulu i rzezi jazydów. Nowym kalifem został obwołany niespełna tydzień po śmierci al-Baghdadiego. Al-Qurashi przeszedł drogę typową dla członków ISIS – urodził się w Iraku w rodzinie z korzeniami turkmeńskimi, skończył nawet prawo szariatu na uniwersytecie w Mosulu, jako oficer związał się z partią Baas. Po odsunięciu od władzy Saddama Hussejna to jego dawni żołnierze zasilili szeregi ISIS – ludzie bez perspektyw, za to potrafiący posługiwać się bronią. Doskonali kandydaci do organizacji takiej jak Państwo Islamskie. Za informację, która mogła doprowadzić do pojmania al-Qurashiego, Ameryka oferowała 10 mln dol.
Niewykluczone, że moment ataku nie jest przypadkowy. Joe Biden również tak daje sygnał Putinowi, że Ameryka czuwa. Wszędzie. „Zeszłej nocy siły zbrojne USA pod moim kierunkiem podjęły z powodzeniem operację antyterrorystyczną w północno-zachodniej Syrii, by chronić naród amerykański i naszych sojuszników i uczynić świat bezpieczniejszym miejscem” – czytamy w oświadczeniu Bidena.