Izaak realizuje Abrahama

Historyczna wizyta prezydenta Izraela w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. A jeszcze 12 lat temu premierowi Izraela groził tu areszt…

Biblijny Abraham poddany testowi wiary był gotów złożyć w ofierze swego jedynego syna Izaaka, ale według przekazu w ostatniej chwili powstrzymał go „anioł”. Do dziś to jedno z najważniejszych świadectw wiary; Abraham jako ojciec Izmaela i sześciu innych synów, którzy podbili krainy ówczesnego Bliskiego Wschodu, nazywany jest ojcem narodów, które dały początek wielkim monoteistycznym religiom: judaizmowi, chrześcijaństwu oraz islamowi. W tym sensie Abraham/Ibrahim jest praojcem wielu narodów, co najlepiej widać bodaj w Hebronie, gdzie spoczywają ponoć jego szczątki… Nie przypadkiem to on patronuje porozumieniom, jakie tysiące lat później zawarły w USA Izrael, przedstawiciele Zjednoczonych Emiratów Arabskich i Bahrajn. W ten symboliczny sposób domknęło się koło historii i przerwano długi etap wrogości. Nowy sojusz rozbił – po prawdzie i tak od dawna iluzoryczną – jedność Arabów na Bliskim Wschodzie. Największą przegraną okazała się Palestyna.

Nowe sojusze na Bliskim Wschodzie mają być przeciwwagą dla starych wrogów. Historyczna wizyta prezydenta Izraela Izaaka Herzoga w Emiratach przypieczętowuje układ, który ma równoważyć wpływy Iranu w regionie. Najbardziej namacalnym dowodem była rakieta odpalona w niedzielę wieczorem przez wspieranych przez Iran rebeliantów Huti – kilkanaście godzin po lądowaniu izraelskiego prezydenta, pierwszego tak wysokiej rangi polityka w tym kraju (wcześniej, w grudniu zeszłego roku, gościł tu po raz pierwszy szef izraelskiego rządu Naftali Bennett; „ojciec” porozumienia, czyli Beniamin Netanjahu, ostatecznie do Emiratów nie dotarł).

Rakietę przechwycono, a jej szczątki spadły na niezamieszkały teren, tym razem obyło się bez ofiar (to trzeci w ciągu miesiąca atak Hutich). Emiraty należą do koalicji dowodzonej przez Arabię Saudyjską, walczącą w Jemenie z Huti. Można oczywiście spekulować, czy odpalenie pocisku akurat w dniu wizyty miało z nią związek, ale efekt medialny i tak został osiągnięty. W tym sensie trzeba ją czytać także przez pryzmat bezpieczeństwa – już w zeszłym tygodniu premier Bennett polecił wojskowym, by służyli wsparciem swoim emirackim odpowiednikom w celu zapobieżenia kolejnym atakom.

Huti (a tak naprawdę Iran) próbują destabilizować sytuację w Emiratach, zwłaszcza w czasie odbywającego się Expo 2020 (Herzog otwierał dzień izraelski). Chcą dać do zrozumienia, że w Emiratach nie da się bezpiecznie robić biznesu. Na Izraelu to na pewno nie zrobi wrażenia – widać, że obie strony mocno zaangażowały się w normalizację relacji, otworzyły ambasady, nawiązały kontakty gospodarcze, między krajami latają samoloty z turystami i biznesmenami, a po wizycie Herzoga spodziewana jest rewizyta koronowanego księcia, szejka Mohameda bin Zayeda, w Izraelu. Przywódcy przypadli sobie chyba do gustu, bo po oficjalnych dwugodzinnych rozmowach szejk zaprosił prezydenta na niezaplanowaną prywatną rozmowę do pałacu.

Jeszcze 12 lat temu takie spotkanie przechodziłoby wszelkie pojęcie. W styczniu 2010 r. w jednym z dubajskich hoteli został zabity Mahmoud al-Madbhouh, współzałożyciel Brygad Izz ad-Din al-Kassam, zbrojnego skrzydła Hamasu, poszukiwany za porwanie dwóch izraelskich żołnierzy w 1989 r. i zakup broni od Iranu dla Gazy. Nikt nikogo za rękę nie złapał, ale media twierdziły, że za sprawą stoi Mossad. Interpol opublikował zdjęcia ponad 20 osób, które miały brać udział w akcji w Dubaju, sądząc, że podejrzani posłużyli się skradzioną tożsamością, głównie Izraelczyków z podwójnym obywatelstwem. Sprawa miała reperkusje międzynarodowe, a ówczesny szef policji Dubaju skierował wniosek do prokuratury o aresztowanie Beniamina Netanjahu oraz szefa Mossadu Meira Dagana. W rzeczywistości jedynymi, którzy ponieśli odpowiedzialność za zbrodnię, byli dwaj palestyńscy agenci wywiadu na Zachodnim Brzegu, których miał zwerbować Mossad.

Ciekawe, czy prezydent z szejkiem wspominali i to wydarzenie…