Pierwsza deputowana w hidżabie w Knesecie
Startujące z jednej listy partie arabskie wprowadziły do Knesetu cztery kobiety. Iman Khatib-Yasin, jedna z nich, będzie pierwszą deputowaną w hidżabie.
Zjednoczoną Listę czterech partii krytykowano za brak spójnego programu. To tyleż prawdziwe, co trudne, bo to sojusz ognia z wodą, ludzi o poglądach prawicowych, lewicowych, nacjonalistycznych. Komunistów, socjalistów, feministek. Z drugiej strony stojącemu na jego czele Ajmanowi Odeh udało się przekonać młodych wyborców i kobiety, że coś od nich zależy. Politycy jeździli po wioskach, także małych beduińskich na Negewie, i walczyli o każdy głos. Wygląda na to, że skutecznie: frekwencja wyniosła ok. 65 proc. (ok. 5 pkt proc. więcej niż we wrześniu), a w arabskich miastach – prawie 90 proc. Mobilizacji sprzyjało ujawnienie planu Trumpa. Zaznaczono w nim wprawdzie, że nikogo nie wypędzi się z domu, ale są obawy, że rząd Netanjahu za przyzwoleniem USA zechce przesunąć granice, by arabskie miejscowości znalazły się na terenach administrowanych przez Palestynę.
Arabów mogła też zmotywować cyniczna kampania Bibiego, który dwa tygodnie przed wyborami obiecał bezpośrednie połączenia Mekka-Izrael (do tej pory wjazd do Arabii Saudyjskiej z izraelskim paszportem był niemożliwy, pielgrzymi podróżowali przez Jordanię, gdzie otrzymywali tymczasowe paszporty). Obietnicę wyśmiał arabski deputowany Ahmed Tibi: „Czy jest coś żałośniejszego niż Netanjahu walczący o arabskie głosy kłamstwem o pomocy pielgrzymom?”.
Kolejne dwa mandaty (we wrześniu Zjednoczona Lista wprowadziła do Knesetu 13 deputowanych) są o tyle symboliczne, że należą do kobiet, startujących z 14. i 15. miejsca Sundus Salah i Iman Khatib-Yasin. W sumie z listy arabskiej do parlamentu dostały się cztery kobiety i jeden Izraelczyk-Żyd (Ofer Kasif po raz kolejny został deputowanym). Wbrew stereotypom Arabowie nie zasilają wyłącznie partii arabskich. Byli na listach lewicy i Naszego Domu Izrael (nie zdobyli mandatów), a na liście Likudu i Niebiesko-Białych znaleźli się druzowie (dwójce się powiodło).
Iman Khatib-Yasin reprezentuje partię Ra’am powiązaną z Islamskim Ruchem w Izraelu, a ściśle z południowym odłamem tej organizacji. Ta część uważana jest za umiarkowaną – w odróżnieniu od zdelegalizowanego za związki z Hamasem i Bractwem Muzułmańskim odłamu północnego.
Kim jest pierwsza deputowana w hidżabie? Przede wszystkim jest nieźle wykształcona: ma licencjat z pracy społecznej uniwersytetu w Hajfie oraz tytuł magistra z zakresu spraw kobiet uniwersytetu w Tel Awiwie. Ma 55 lat, mieszka w Arabbie w Dolnej Galilei, jest matką czworga dzieci, pracowała jako szefowa centrum społeczności lokalnej. Nie debiutuje – kandydowała dwukrotnie w ubiegłym roku, ale bez sukcesu. Z jej wypowiedzi wynika, że chce wzmacniać rolę i prawa kobiet, usprawnić edukację, zwłaszcza w szkołach arabskich, tak by uczyły krytycznego myślenia. W rozmowie z gazetą „Haaretz” sprzed kilku miesięcy przyznała, że chce mieszkać w kraju w granicach z 1967 r. – tu się urodziła, tu urodzili się jej dziadkowie: „Chcę być częścią izraelskiego społeczeństwa i zachować w pełni swoją tożsamość”. Z dumą nosi hidżab, choć to dla niej wyzwanie.
To były historyczne wybory – nie tylko dlatego, że Izraelczycy poszli do urn po raz trzeci w czasie krótszym niż rok, a o reelekcję ubiegał się urzędujący premier oskarżony o korupcję, w dodatku rekordowo długo rządzący. Jest też coś wymownego w tym, że do Knesetu wchodzi kobieta, biorąc pod uwagę, że na listach obu żydowskich partii religijnych nie pojawiło się nazwisko ani jednej.
Czytaj także: Ultraortodoksyjna Żydówka: Zrobię tę rewolucję
Izraelska Komisja Wyborcza policzyła już ponad 99 proc. głosów. Likud zdobył 36 mandatów, Niebiesko-Biali 33, Wspólna Lista 15, Szas 9, Zjednoczony Judaizm Tory 7, Praca-Geszer-Merec 7, Nasz Dom Izrael 7 i Jamina 6. W tym układzie prawicowo-religijny blok ma 58 głosów, centrolewicowy – 40 (z poparciem partii arabskich – 55).