Izrael ma nowego prezydenta
Reuwen („Ruby”) Riwlin będzie nowym prezydentem Izraela. I powodem do bólu głowy premiera Benjamina Netanjahu.
Netanjahu starał się jak mógł, by storpedować kandydaturę Riwlina, chociaż jest to kolega partyjny z Likudu. Chciał przesunąć wybory choćby o pół roku, by kupić trochę czasu. Ostatecznie poparł Riwlina, ale przez mocno ściśnięte zęby. Izraelska prasa huczy od plotek, że panowie od dawna się nie znoszą.
Ważniejsza jednak niż sentymenty jest władza, jaką ma prezydent w kontekście wyboru nowego premiera. Według obowiązujących przepisów prezydent wskazuje kandydata na premiera (spośród jednego ze 120 członków Knessetu). Netanjahu ma różne pomysły, by rozbroić tę minę (bo przecież hipotetycznie nowy prezydent może nie chcieć wskazać Bibi na kandydata na szefa rządu po kolejnych wyborach). Pojawiły się pomysły, ze zlikwidowaniem tego stanowiska włącznie. Na stole wciąż leży pomysł, by zmienić prawo tak, by prezydent musiał wskazać lidera zwycięskiego ugrupowania.
To była bardzo gorąca kampania, brudna i cierpka. Można powiedzieć: „klasyk”. Była „obyczajówka”, czyli wycofanie się z kandydowania Silwana Szaloma, ministra energetyki, któremu wyciągnięto, że w przeszłości molestował swoją pracownicę. Był skandal korupcyjny, gdy zaledwie trzy dni przed wyborami wycofał się jeden z faworytów Benjamin Ben-Eliezer (kandydat Partii Pracy), któremu wyciągnięto nie tylko przeszłość w kasynach, ale którego przesłuchano w sprawie wielomilionowych łapówek, jakie miał rzekomo brać (w ostatniej chwili Netanjahu próbował jeszcze wstrzymać wybory, ale nie uzyskał poparcia w Knessecie). No i sam Riwlin. Niedługo przed wyborami posłowie w swoich skrzynkach pocztowych znaleźli film, w którym występuje on jako jeden z „top macherów” (obok Olmerta, Kacawa i byłego ministra finansów Awrahama Hirszonsa). Co ciekawe, Benjamin Ben-Eliezer chciał nawet specjalnego śledztwa w tej sprawie, ale za chwilę on sam padł ofiarą skrupulatnego skaningu.
Wtorek w Knessecie też był gorący. Jeszcze rano wydawało się, że pierwszą rundę wygra Riwlin i była przewodnicząca parlamentu Dalia Icyk (która ma na koncie zresztą epizod pełnienia obowiązku prezydenta, kiedy z tego stanowiska odchodził Mosze Kacaw – w atmosferze głębokiego skandalu). Głosowanie było sensacją: pierwszą przeszli Riwlin i Meir Szeetrit z centrowo-lewicowej partii Ha-Tnua (44-31). Icyk dostała 28 głosów. Druga runda przyniosła 10 głosów przewagi dla Riwlina – 63 to 53 (trzy głosy były puste). Pozostała dwójka w zasadzie się nie liczyła: była sędzia Sądu Najwyższego Dalia Dorner (13 głosów) oraz chemik z nagrodą Nob Dan Szechtman (dostał jeden głos).
A więc Riwlin będzie 10. prezydentem Izraela. Co o nim wiemy? To doświadczony polityk, z 22-letnim stażem jako parlamentarzysta, były przewodniczący Knessetu (zresztą wysadzony z siodła przez Netanjahu), były minister. No i Sabra – urodzony w Izraelu. Ma 74 lata. Kiedy będzie kończyć kadencję, będzie miał 81 lat. W porównaniu z 90-latkiem Peresem nie robi to na nikim wrażenia.
Jakim będzie prezydentem, zobaczymy. Można się tylko domyślać, jakim nie będzie. Nie będzie wspierać procesu pokojowego nastawionego na powstanie dwóch państw (choć ma przynajmniej oficjalne poparcie gabinetu Netanjahu), nie będzie brylował na międzynarodowych salonach jak Peres (sam wspominał, że chce się zająć polityką krajową). Niezależnie od tego, jaki będzie, wiemy że nie będzie Szymonem Peresem. Takich ludzi już w polityce izraelskiej nie ma. To ostatni z „wielkich”. 65 lat w czynnej służbie politycznej robi wrażenie. Dwukrotnie premier, minister obrony i spraw zagranicznych plus kilka innych tek, jeden z architektów izraelskiego programu nuklearnego i jeden z tych, którzy mocno wspierali pierwsze izraelskie osadnictwo na palestyńskich ziemiach. Jego droga „od jastrzębia do gołębia” jest imponująca. Jej ukoronowaniem jest pokojowy Nobel i właśnie funkcja prezydenta, której przywrócił blask (po dwóch poprzednikach, którzy odchodzili z urzędu w wyniku skandali).
Riwlinowi – jak sam mówi – będzie ciężko, by wejść w buty Peresa. Życzenia powodzenia i szczęścia, jakie tuż po wyborze usłyszał od Peresa, na pewno bardzo mu się przydadzą.
Komentarze
Fascynujacym jest jak w srodkach masowego przekazu na zachodzie ( nalezy tu umiescic rowniez Polske) omijany jest problem Egiptu. „Orient Express” rowniez omija Egipt wielkim lukiem.
Pozdrawiam
Niezłe. A kto został prezydentem na Vanuatu i South Orkney Island? I czy się lubią z tamtejszymi premierami? Poważnie pytam, bo lepsze to niż standardowy magiel, albo relacja z tajnego posiedzenia sejmu w demokracji, przynajmniej można poszerzyć wiedzę o egzotycznych krajciach-kurdupelkach. Tak na marginsie, niedługo posłowie będą tajnymi przedstawicielami społeczeństwa. Właściwie już od dawna pewnie są, tyle że nie społeczeństwa…
A w buty Peresa gościu wejdzie, nie ma obawy. Z oszczędności, zawsze to parę szekli w kieszeni.
Z tego co wiadomo, nowy prezydent (74 lata) jest doświadczonym mężem stanu, w sam raz odpowiednim jako następca Shimona Peresa (Szymona Perskiego), odchodzącego w stan spoczynku w wieku 90 lat. Idą ciężkie czasy i Izrael nie może sobie pozwolić na wybór złego prezydenta.
Słowem bez zmian obaj panowie mają takie same poglądy.
Wiadomość zasługuje na taki sam komentarz, jak informacja o prezydenckich zapędach Clintonowej, ten mój o muchach.
Osoby oficjeli nie zmienią historii, charakteru i natury bandyckiej syjonistycznej kolonii na skradzionej ziemi
ciekawe czego ten od nas zażąda , pozostały jeszcze renty dla wypędzonych w 1969
Mazal tov!
Mr President Reuven Rivlin
andrzej….nie wiem czy wiesz ale trzy dni temu nasz sejm ustalił, ze Polacy są winni za holokaust i w związku z tym będziemy wypłacać odszkodowania pokrzywdzonym żydom!!!!! to jakaś paranoja….i co więcej media o tym milczą!!!!!