Asad otruty w Moskwie? Kilka szokujących informacji
Trzy tygodnie po ucieczce byłego syryjskiego dyktatora do Moskwy miał on paść ofiarą próby otrucia. W tej sprawie jest kilka sensacyjnych wątków.
Po pierwsze, sama wieść o próbie otrucia Baszara Asada wygląda dość tajemniczo. Media, które się na nią rzuciły, powołują się na wpis Generala SVR na Telegramie, pod którym ma się ukrywać były rosyjski generał wywiadu. Wiarygodności źródłu sprzyja rzekomo to, że w przeszłości donosił o różnych wydarzeniach na Kremlu, które się potwierdzały. Pytanie, na ile tym razem anonimowy wpis to prawda, a nie wyssana z palca plotka. Otóż w niedzielę 29 grudnia Asad przebywał ponoć w swoim moskiewskim mieszkaniu. Kaszlał i się dusił, skarżył się na bóle głowy i brzucha. Zawiadomione władze (nie jest jasne, kto dokładnie) zakazały ponoć przetransportowania go do szpitala i zaleciły leczenie w domu. Co rodzi kolejne pytania: czyżby tajemnicze „władze” nie ufały szpitalom, a może chciały po prostu utrzymać całą sprawę w tajemnicy? W poniedziałek stan Asada ponoć się ustabilizował. Badania jednak wykazały, że był narażony na substancje trujące.
Nawet jeśli to prawda, to więcej tu znaków zapytania niż odpowiedzi. Jeśli nie zginął (a wiemy, że Rosjanie specjalizują się w politycznych otruciach), to przypadkiem, czy może komuś zależało tylko na wysłaniu wiadomości? Jeśli tak, to komu? Mówiąc wprost: jeśli to był zamach na życie, to czy nie udał się, bo ktoś w tym przeszkodził, czy nie udał się, bo miał się nie udać?
Wiadomo, że Asad w Moskwie znalazł się dlatego, że pozwolił mu na to, a wręcz – jak sam przyznał – zmusił go do wyjazdu z Syrii jeden człowiek, Władimir Putin. W tym sensie Asad i jego rodzina (pojawiają się doniesienia o fatalnym stanie zdrowia jego żony, która ma chorować na nowotwór) są pod opieką Putina, a tak naprawdę są zdani na jego łaskę. Czy zabranie głosu przez Asada na temat okoliczności jego ucieczki 8 grudnia nie spodobało się na Kremlu? Spekulacje można mnożyć. Począwszy od tego, po co właściwie Putinowi Asad. Mniej więcej po to samo, po co mu Janukowycz. A nuż się przyda, kiedy uda się obalić „nielegalne” władze w Kijowie. Asad ma 59 lat, a sytuacja w Syrii daleka jest od stabilności. Za kilka lat po rewolucji Dżaulaniego mogą zostać zgliszcza, więc kto wie, czy w kalkulacji Moskwy nie leżą dalekosiężne plany reinstalacji Baszara w Damaszku. To jeden z palcem po wodzie pisanych scenariuszy, a na pewno jakieś zabezpieczenie.
Nie ma też żadnego oficjalnego potwierdzenia, co się stało i czy coś się stało. Ani ze strony władz, ani samego Asada. Tajemniczy zamach stał się pożywką dla mediów, ale niewiele z tego wynika. Niewykluczone, że wkrótce pojawią się jakieś kolejne zagadkowe doniesienia z kwater Asadów (brytyjska bulwarówka „The Sun” twierdzi, że żona Asada chciałaby się rozwieść i wrócić do Wielkiej Brytanii; tamtejszy MSZ ponoć chce pozbawić ją takiej możliwości). Na razie Asadowie wiodą wygodne życie w Moskwie. Mają tu ponoć kilka luksusowych mieszkań i sporo środków na dostatnie życie, gdyż wywieźli z Syrii ok. 270 kg złota i ok. 2 mld dol.
Syryjską parą od dawna interesują się media na świecie. Do wybuchu syryjskiej wojny domowej pozowali na oświeconych intelektualistów; on – lekarz po stażu w Wielkiej Brytanii, ona – mieszkanka Londynu ze świetnym CV. Z czasem wyszło na jaw, że syryjski reżim nie szczędził pieniędzy na pozytywne teksty i okładki w zagranicznej prasie. Arabska wiosna może nie obaliła Asada, ale na pewno zniszczyła mu reputację. Ponad pół miliona ofiar wojny poszło na jego konto, jest ścigany przez MTK, co praktycznie uniemożliwia mu podróże do większości państw świata. W czym nie różni się mocno od swojego protektora z Kremla.
Do Asada na pewno dotarła już bolesna świadomość, że jego życie całkowicie zależy od Putina. Alternatywą jest cela w Hadze. Na razie zostaje mu moskiewska złota klatka, która – mimo złota i wygód – pozostaje jednak klatką.