Rozluźniony Netanjahu zeznaje na swoim procesie. Skąd ta pewność siebie?
To pierwszy urzędujący premier Izraela, który staje przed sądem.
Rozluźniony, pewny siebie, żartujący, docinający. Beniamin Netanjahu jako pierwszy w historii Izraela urzędujący premier stanął przed sądem, by odpowiedzieć za kilka spraw korupcyjnych. Skąd ten dobry humor?
Izraelski wymiar sprawiedliwości potrzebował ośmiu lat, od wszczęcia śledztwa, aby doprowadzić Netanjahu przed oblicze sądu. Zresztą on i jego adwokaci robili, co mogli, by odwlec tę chwilę, zasłaniając się jego ważnymi obowiązkami w czasie wojny/wojen. Sąd był jednak nieugięty i uznał, że odciągnięcie szefa rządu na kilka godzin od spraw wagi państwowej nie doprowadzi do katastrofy, a Netanjahu zeznawać musi. Jak się okazało, sąd miał rację. W czasie pierwszego dnia rozprawy wojny toczyły się swoim trybem, Izrael według zachodnich mediów posuwał się coraz dalej w kierunku Damaszku (choć sam temu zaprzeczał). Jak widać i bez premiera przy biurku wojskowi wiedzą, co robić.
Stosunkowo dobry humor Netanjahu można oczywiście tłumaczyć korzystnym dla Izraela obrotem spraw na frontach, co daje mu możliwość grania roli życia: jedynego zbawcy kraju. Izraelczycy oczywiście nie ignorują jego procesów karnych, ale prawda jest taka, że sami mają większe problemy niż osobiste kłopoty premiera. Co więcej proces ten potrwa jeszcze kilka lat, więc dziś tak naprawdę więcej w tym symboliki niż szkód politycznych.
Netanjahu przed sądem w Tel Awiwie przekonywał, że oskarżenia pod jego adresem to „ocean absurdu”, co nie jest niczym nadzwyczajnym, gdyż od dawna – w stylu Trumpa – zapewnia, że ściganie go to „polowanie na czarownice”. Większość jego wyborców to kupuje, więc tym bardziej może spać spokojnie, przynajmniej na razie.
Izraelski premier miał doprowadzić do wejścia w życie regulacji, dzięki którym firma telekomunikacyjna Bezeq zarobiła pół miliarda dolarów. W zamian jej właściciel Szaul Elowicz dbał o pozytywny wizerunek Netanjahu na swoim portalu internetowym Walla. Podczas dzisiejszej rozprawy Bibi twierdził, że po kolacji z Elowiczem, na której miało dojść do zawarcia między nimi umowy, sprawy tylko się pogorszyły. Próbował także dyskredytować serwis jako nieistotny, bo zajmujący się pisaniem o „pieskach i kotkach”. Starał się też ubierać w szaty obrońcy demokracji, wierzącego w rozmaite media będące forum wymiany idei, a samego siebie portretował jako reformatora kraju, któremu specjalnie nie zależy na tym, co piszą o nim media. Zobaczymy, czy sąd da wiarę tym zeznaniom.
Przeciwko Netanjahu toczy się kilka spraw. Na wspomnianej tzw. Sprawie 4000 padają najcięższe zarzuty. W Sprawie 1000 Netanjahu oskarżony jest o defraudację i utratę publicznego zaufania, gdyż miał przyjmować drogie prezenty w postaci cygar i szampana od amerykańskich miliarderów Arnona Milchana i Jamesa Packera. Sprawa 2000 dotyczy z kolei zapewniania sobie pozytywnych tekstów w gazecie „Jediot Aharonot” w zamian za przepisy uderzające w bezpośredniego jej konkurenta.
W tej chwili oczywiście nie wiadomo, jakie wyroki zapadną i czy Netanjahu zostanie skazany na karę bezwzględnego więzienia. Dla Izraelczyków nie byłoby to tak wielkim szokiem, gdyż widzieli już w więzieniach i byłego premiera (Ehud Olmert przesiedział za korupcję w sumie 16 miesięcy), i byłego prezydenta (Mosze Kacaw odsiedział 5 lat za gwałt).