Huti mają wiadomość dla Izraela: „Wkrótce nadejdą niespodzianki”

Wpis na koncie powiązanym z Huti pojawił się po hebrajsku dziś po północy.

Można się tylko domyślać, co to może oznaczać. W ostatnich tygodniach nasiliły się ataki Jemenu; w zdecydowanej większości pociski były przechwytywane, zanim wleciały w izraelską przestrzeń powietrzną, ale nie wszystkie. Kilkanaście dni temu system obrony powietrznej przepuścił pocisk, który uderzył w budynek szkoły na przedmieściach Tel Awiwu. Według szacunków od 7 października 2023 r. ze strony Jemenu odpalono ok. 400 pocisków i dronów.

Nawet pojedyncza rakieta może wywołać zamieszanie. Bacznie śledzę aplikację z alarmami rakietowymi. Wczoraj późnym wieczorem czerwonymi kropkami pokrył się cały obszar centralnego Izraela, z Tel Awiwem włącznie, po raz kolejny alarmy uruchomiły się na Zachodnim Brzegu. Kilka dni temu syreny wyły nawet w Jerozolimie. Nie chodzi o to, że bezpośrednio lecą rakiety czy drony, ale w ten sposób obrona przeciwlotnicza zawiadamia mieszkańców, że nad ich głowami mogą pojawić się odłamki. Zmienia się geografia tej wojny; przez ponad rok alarmy dotyczyły głównie północy Izraela, bo strzelał Hezbollah, teraz do schronów częściej muszą uciekać mieszkańcy centrum, ale i ultraortodoksyjnych miejscowości, jak Kfar Chabad.

Politycy nie mogą tego zignorować. I nie ignorują. Wczoraj ambasador Danny Danon na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa ONZ oświadczył, że Izrael nie będzie tolerował dalszych ataków Hutich, i wydał, jak to określił, „ostatnie ostrzeżenie” pod ich adresem. W przeciwnym razie podzielą „nędzny los” Hezbollahu, Hamasu i syryjskiego dyktatora Baszara Asada. Na Hutich ostrzeżenie chyba nie zrobiło wrażenia – kilka godzin później przywódca grupy Mohamed Ali al-Huti napisał na X: „Uderzenia trwają i będą kontynuowane, tak jak wsparcie dla Gazy”.

To nie pierwsze ostrzeżenie, wcześniej w podobnym tonie wypowiadał się sam premier Netanjahu, a Izrael kilka dni temu przeprowadził ataki na cele w Jemenie, w tym porty i stołeczne lotnisko. Wygląda na to, że tlący się lont właśnie został podpalony. Dla Netanjahu kolejny front gorącej wojny ma wewnętrzny aspekt polityczny. Nie zakończyły się przecież trwające wojny; w Gazie walki trwają w najlepsze, kruche zawieszenie broni z Hezbollahem nie musi oznaczać rychłego końca konfliktu, nie widać też, by Izrael szykował się do rychłego opuszczenia syryjskiego terytorium na Wzgórzach Golan. Wizytujący górę Hermon Netanjahu przyznał, że Izrael pozostanie tam do czasu osiągnięcia porozumienia zapewniającego Izraelowi bezpieczeństwo. Nie jest jasne, z kim to porozumienie miałoby zostać zawarte. Z nowymi władzami Syrii?

Izrael wkracza w nowy rok, ciągnąc za sobą problemy z roku poprzedniego. Nadal nie ma porozumienia kończącego wojnę z Hamasem (tak naprawdę Netanjahu go nie chce i nie może zakończyć), zakładnicy nie wrócili (ponoć Hamas nie zgadza się na wypuszczenie 12 osób w wieku poborowym, uznaje ich za żołnierzy); sytuacja humanitarna w Gazie tylko się pogarsza (doszły niskie temperatury – z powodu zimna i wychłodzenia umierają maleńkie dzieci); nie wiadomo, jak rozstrzygnie się sytuacja na północy i wschodzie kraju, bo i nie wiadomo, jak syryjska rewolta wpłynie na sąsiadów. Al-Dżaulani zapowiada, że przygotowania do wyborów mogą zająć nawet cztery lata, co oznacza, że będzie zarządzał po dyktatorsku. Czy ludzie zniosą zastąpienie jednego dyktatora innym? A może jego sukces ośmieli przeciwników w ościennych krajach? Ewentualny upadek jordańskiego króla zagroziłby stabilności regionu, przede wszystkim Izraelowi, bo w Jordanii większość populacji stanowią Palestyńczycy. Nie zanosi się, by miało to nastąpić wkrótce, tak jak nie widać, by wkrótce miał upaść reżim ajatollahów w Iranie. Ale pamiętajmy, że w Syrii też nic nie zwiastowało rychłego sukcesu rebeliantów. Wystarczyło 11 dni, by zająć najważniejsze miasta i obalić Asada.

W tej skomplikowanej układance Izrael odgrywa znaczącą rolę, bo dysponuje ogromną siłą militarną. W jego najgorszym śnie zachwianie władzą w Jordanii czy nawet na Zachodnim Brzegu oznaczałoby jeszcze większą wojnę. Jakby nie patrzeć, w 2025 r. jej widmo wciąż będzie wisieć nad całym Bliskim Wschodem.