Historyczny wyrok Sądu Najwyższego w Izraelu
Sąd Najwyższy uchylił poprawkę do quasi-konstytucji Izraela przeforsowaną przez rząd Beniamina Netanjahu.
Ten wyrok jest precedensem. SN uznał de facto, że ma prawo orzekać, czy dana poprawka do tzw. ustaw zasadniczych (Izrael nie ma formalnej konstytucji) jest z nimi zgodna, i po raz pierwszy stwierdził, że w tym wypadku ustawa o tzw. racjonalności zgodna z nimi nie jest. Batalia o reformę sądownictwa ciągnęła się niemal cały zeszły rok, aż do tragicznej napaści Hamasu 7 października, gdy protesty zeszły na dalszy plan. Izraelczycy uznali, że w czasie wojny, kiedy w Gazie są przetrzymywani zakładnicy, muszą skupić się na tym.
Sprawa przeforsowanej w lipcu ustawy, która zakazywała Sądowi Najwyższemu badania decyzji rządu i ministrów pod kątem tzw. racjonalności, biegła jednak swoim trybem. Wnioskodawcy i prokurator generalna uważali, że odebranie sądowi tego uprawnienia da rządowi nieograniczone uprawnienia i godzi w istotę państwa demokratycznego. Rząd twierdził, że Sąd Najwyższy nie ma prawa badać konstytucyjności ustaw, bo Kneset mu go nie przyznał.
W filozofii ultranacjonalistycznego i skrajnie religijnego rządu kluczowe wydaje się przekonanie, że rząd jest przedłużeniem woli suwerena (skąd my to znamy?), a skoro suweren go wybrał, to znaczy, że ma niejako odgórnie zapewnione błogosławieństwo. Wielu Izraelczyków nie zgadzało się na takie rozumienie ich roli jako suwerena. Nie pozwalało rozmontować jednego z najważniejszych bezpieczników systemu, jakim jest Sąd Najwyższy (a dokładnie Wysoki Trybunał Sprawiedliwości zajmujący się przeglądem praw i decyzji rządu).
Poniedziałkowa decyzja sądu została uznana przez jednego z głównych wnioskodawców petycji Ruchu na Rzecz Jakości Rządzenia za zwycięstwo tych, którzy bronili demokracji w Izraelu. Strona rządowa przyjęła raczej wstrzemięźliwe stanowisko. Minister sprawiedliwości Jariv Levin uznał, że sąd zagarnął uprawnienia trójwładzy, ale i przyznał, że w czasie wojny rząd będzie działał odpowiedzialnie i powściągliwie. Były sygnały, że rząd nie będzie respektował wyroku, ale w obliczu krytyki po ataku 7 października jego pozycja zdecydowanie osłabła.
Tak naprawdę testem dla rządu i demokracji będzie tzw. dzień po, nie tylko w Gazie, ale i w kraju. Jeśli rząd będzie kontestował wyrok, Izrael pogrąży się w kolejnym kryzysie prawnym i chaosie. Na demonstracjach przeciwko reformom sądowym często było słychać hasło: „Jariv Levin ze lo Polin” (Jarivie Levininie, to nie jest Polska). W sensie: „nie chcemy, żeby w Izraelu było jak w Polsce”. Nierespektowanie konstytucji i orzeczeń sądów krajowych i europejskich wpędziło nas w ogromne problemy, co obserwujemy choćby na przykładzie sytuacji w mediach publicznych. Izrael nie chce iść tą drogą, co Izraelczycy udowadniali, wychodząc co tydzień na ulice. Wojna kiedyś się skończy i zobaczymy, w jakim kraju się obudzą.