Setki ofiar po ataku na szpital w Gazie. Na Bliskim Wschodzie zawrzało

Jak podaje minister zdrowia w Gazie, w ataku na prowadzony przez Kościół anglikański szpital Al Ahli w mieście Gaza zginęło co najmniej 500 osób. O napaść oskarża IDF.

Gdzie leży prawda? Chyba poległa, jak na każdej wojnie. Izraelska armia zaprzecza, że stała za atakiem, bo szpitale nie są celem IDF. Podaje za to, że według informacji wywiadowczych ogromne straty poczyniła zbłąkana rakieta Palestyńskiego Islamskiego Dżihadu. Jak to zweryfikować? Komu wierzyć? To też wojna obrazów i słów, a prawda, jak wiadomo, pada jej pierwszą ofiarą.

Podkreślmy: szpital nie powinien być celem ataku, podobnie jak szkoła (na którą dziś też spadły rakiety). Z północnej części Strefy Gazy uciekła już większość mieszkańców, ponoć zostało ok. 100 tys. Nie mogli, nie chcieli uciekać? Izrael na ewakuację dał im wstępnie 24 godzin, ale dziś mamy już piątą dobę od ultimatum, a operacja lądowa się nie zaczęła.

Wiemy, że w szpitalu schroniło się ok. 6 tys. osób. Pierwsze doniesienia były dramatyczne. – Nie mogę teraz rozmawiać, mamy tysiąc ofiar w Gazie – powiedział zaprzyjaźniony palestyński dziennikarz. Chciałam, żeby zweryfikował informacje, że w oficjalnym zapisie rozmowy prezydenta Mahmuda Abbasa z przywódcą Wenezueli Nicholasem Maduro na prośbę Majida Faradża (szefa palestyńskich służb specjalnych na Zachodnim Brzegu) dołożono zdanie, że „Hamas nie reprezentuje palestyńskiego narodu”, a następnie zniknęło ono (rzekomo z powodu niezadowolenia Abbasa) z oficjalnej depeszy palestyńskiej agencji informacyjnej.

Pozornie nic tych spraw nie łączy. Tu atak na cel cywilny i setki rannych, tam jakaś przepychanka o cytat w depeszy. Ale na wojnie ważne jest nie to, co widzimy, lecz jaką opowieść słyszymy.

Z powodu ataku na szpital w Gazie spotkanie z Joe Bidenem, który przybywa do Izraela, a potem ma się udać do Jordanii, odwołał prezydent Abbas. Może uda się to załagodzić, może nie (w Jordanii z Abbasem po raz kolejny spotkał się sekretarz stanu USA Antony Blinken). W Ramallah na ulice wyszli ludzie, którzy winią za atak Abbasa i domagają się jego usunięcia. W Ammanie zwykli ludzie szturmowali budynek ambasady Izraela. Palestyńczykom dosłownie grunt pali się pod nogami. Winni są wszyscy. Tylko jakoś nie Hamas, który rozpoczął tę wojnę.

Cywile nie powinni cierpieć, to nie oni odpalają kassamy, nie oni odpalają pociski. Rozumiem, że równolegle z operacją w Gazie rozgrywa się gra na szczytach dyplomacji, by pomóc uwięzionym, których zepchnięto na południe. Egipt wciąż negocjuje warunki dostarczenia pomocy humanitarnej (Izrael chce wprowadzić jak najszersze kontrole, by nie trafiło tam nic, co może wesprzeć Hamas), kilkadziesiąt państw (w tym Polska) stara się wydostać swoich obywateli. Problem w tym, że szczęśliwców z zagranicznymi paszportami jest zdecydowana mniejszość.

PS Joe Biden nie pojedzie do Jordanii – Amman odwołał szczyt z udziałem prezydenta Egiptu i Palestyny, bo jak stwierdził szef jordańskiej dyplomacji Ajman Safadi: „nie ma sensu rozmawiać teraz o niczym innym niż o zatrzymanie wojny”. Oddala się tym samym rozwiązanie dyplomatyczne.