Rosja blokuje pomoc humanitarną dla Syrii

Moskwa jest oskarżana o „akt skrajnego okrucieństwa”. Który to już raz?

Rosja na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa zawetowała przedłużenie o dziewięć miesięcy porozumienia umożliwiającego dostarczanie pomocy dla ok. 4 mln osób na terytoria w północno-zachodniej Syrii niekontrolowane przez rząd w Damaszku. „To, czego właśnie byliśmy świadkami, czego świat właśnie był świadkiem, było aktem najwyższego okrucieństwa” – stwierdziła amerykańska ambasador przy ONZ Linda Thomas-Greenfield.

Na Rosji takie słowa nie robią wrażenia, co w zasadzie udowadnia każdego dnia na ukraińskim froncie. Oskarżenia o zbrodnie wojenne czy akty okrucieństwa pod adresem Moskwy są na porządku dziennym, podobnie jak to, że ona sama zasadniczo ma tę kwestię w niepoważaniu. Podobnie jak Baszar Asad – dla niego te 4 mln osób w Idlib i okolicach to obywatele drugiej kategorii, wróg niezasługujący na żadną pomoc, względnie karta przetargowa.

Ale weto Rosji to w istocie okrutny akt. W poniedziałek wygasło utrzymywane od 2014 r. porozumienie, na mocy którego do Syrii przez jedno przejście w Bab al-Hawa przewożono z Turcji żywność, leki czy materiały budowlane. Zwłaszcza ostatnio było to na wagę złota, bo akurat te obszary najbardziej dotknęło lutowe trzęsienie ziemi. Według oficjalnych danych na terenach kontrolowanych przez rebeliantów zginęło ok. 4,5 tys. osób, w prowincjach rządowych, jak Aleppo czy Latakia, połowę mniej. A skutki trzęsienia były niewyobrażalne; przeszło 5 mln ludzi straciło dach nad głową, w ponad 120 miejscowościach odnotowano znaczące zniszczenia, z powierzchni ziemi zniknęły domy, ale i ponad 400 szkół, elektrownie, szpitale i inne budynki użyteczności publicznej. Uszkodzona tama w Afrin zalała okoliczne tereny, zmuszając setki ludzi do ucieczki. Uszkodzone lub zniszczone zostały też ważne zabytki, w tym krzyżacka twierdza w Krak de Chevaliers, cytadela w Aleppo czy minaret meczetu w Kobani. Na terenach kontrolowanych przez rebeliantów wybuchła epidemia cholery. Niewyobrażalna skala cierpienia i strat, które niespecjalnie przebijały się na czołówki gazet. Przejście w Bab al-Hawa zamknięto na kilka dni, co utrudniło dostęp do pomocy ludziom na miejscu (rząd w Damaszku pomagał wyłącznie w prowincjach, które ma pod kontrolą).

Dlatego decyzja Rosji niesie potencjalnie katastrofalne skutki. Kryje się za tym oczywiście czysta polityka. Moskwa chciała zmusić Radę Bezpieczeństwa do przedłużenia porozumienia o sześć miesięcy, ale na to nie zgodziły się USA, Wielka Brytania i Francja. Sekretarz generalny ONZ António Guterres chciał przedłużenia umowy o 12 miesięcy, a wobec sprzeciwu Rosji zaproponował kompromisowe dziewięć. Rosja uznała, że albo sześć, albo nic. Do 13 sierpnia obowiązują tymczasowe gwarancje, pomoc nadal może docierać. Ale nie wygląda na to, żeby Rosja ustąpiła bez uzyskania jakiejś korzyści. Dla niej to przecież tylko polityka.