Dżenin. Krajobraz po bitwie

Zakończyła się izraelska operacja w obozie dla uchodźców w Dżeninie. Ale to nie jest koniec.

Mohammed raz w tygodniu wraca z Dżeninu do domu w Ramallah. Dorobił się, pracując i studiując w Emiratach. Po powrocie na Zachodni Brzeg otworzył sklep z odzieżą. Interes szedł nieźle do ostatnich świąt Id al-Adha, czyli zeszłego tygodnia, kiedy w mieście zrobiło się naprawdę nerwowo. Sklep trzeba było zamknąć i jak najprędzej wyjechać. Mohammed zastanawia się, czy nie lepiej byłoby dać sobie spokój z Dżeninem, sprzedać towaru i zacząć gdzieś indziej od nowa. Ma wybór, a nie wszyscy mają tyle szczęścia. W trakcie dwudniowej operacji z obozu uciekło ok. 4 tys. osób (jakieś 30 proc. mieszkańców), większość pewnie wróci, gdy sytuacja się uspokoi, bo tak naprawdę nie ma innej opcji. I wszystko wróci do normy, czyli życia w napięciu do kolejnej eskalacji, akcji odwetowej, zamachu.

Bo norma jest tu względna. Tak jak zresztą w Izraelu. Kiedy armia wycofała się z Dżeninu, z Gazy odpalono pięć rakiet – Żelazna Kopuła je zestrzeliła, ale odłamki uderzyły w dom w Sderot nieopodal granicy ze Strefą. W odpowiedzi izraelskie samoloty ostrzelały dwa cele w Gazie związane z produkcją rakiet. To pewnie zakończy obecny odcinek cyklu akcja-odwet-akcja-odwet.

Można się w tym pogubić. Wczoraj w Tel-Awiwie młody Palestyńczyk, prowadząc samochód dostawczy, wjechał w ludzi na przystanku, a potem dźgał nożem przypadkowe osoby w okolicy. Zastrzelił go cywil, który też przypadkiem znalazł się w pobliżu. Do szpitala odwieziono siedem rannych osób, jedna z kobiet poroniła. Izraelczycy zachodzą w głowę, jak to możliwe, że Palestyńczyk był w Izraelu, przecież nie miał pozwolenia. Sytuacja wymknęła się spod kontroli na każdym poziomie. System znowu nie okazał się tak szczelny, jak służby sądziły, pytanie, ilu osobom bez pozwoleń udało się jeszcze wjechać do Izraela. Ile z nich ma złe zamiary? A przecież mogą mieć je i ci, którzy wjechali legalnie. Jak to sprawdzić? Zdecydowana większość ludzi to po prostu pracownicy najmujący się do rozmaitych zajęć na budowach czy roli. Izrael ich potrzebuje, więc nie ma mowy o przepchnięciu ich na drugą stronę. Piętrowo skomplikowane. Jak wszystko, czego się tutaj nie dotknie.

Bilans w Dżeninie nie jest jednoznaczny, Palestyńczycy twierdzą, że zginęło 13 osób, 100 jest rannych, w tym 20 ciężko. Izraelska armia podaje, że zginęło 18, wszyscy byli bojownikami, choć wśród rannych są cywile. W czasie odwrotu wojsk zginął izraelski żołnierz. Armia zatrzymała ok. 30 osób na przesłuchania, przejęła 1000 sztuk broni i amunicję, zniszczono infrastrukturę służącą do ataków. Lekarze bez Granic bili na alarm, bo wojsko zaatakowało teren szpitala (jak twierdzi, schronili się tu uzbrojeni bojówkarze), a WHO protestowała przeciwko niewpuszczaniu karetek do obozu. Najnowsze zdjęcia pokazują pokiereszowane ulice i domy, zgliszcza. Ciężko będzie tu od razu zacząć normalne życie.

Izraelczycy zdają sobie sprawę, że to chwilowe zawieszenie broni. „Kończymy misję i mogę powiedzieć, że nasza szeroko zakrojona aktywność w Dżeninie nie jest operacją jednorazową” – powiedział premier Netanjahu. To jasne, że obozowe komórki zbrojne zostaną odtworzone i problem wróci prędzej czy później. To zresztą nie tylko problem Izraela – coraz mniej mają tu do powiedzenia palestyńskie władze, które praktycznie straciły kontrolę nad tym, co się dzieje w obozie. Nie ma więc pytania o to, czy będzie powtórka – ale kiedy.