Bardzo niespokojne święta

W tym roku jest trudniej niż zwykle. Tak się ułożyło, że muzułmański Ramadan, żydowskie święto Pesach i chrześcijańska Wielkanoc spotkały się w kalendarzu.

W każdym innym kraju taka koincydencja się zdarza, ale w Izraelu i na terenach palestyńskich to coś zdecydowanie więcej. A w tym roku sytuacja skomplikowała się jeszcze bardziej. W nocy izraelska policja wkroczyła do meczetu Al-Aqsa na Wzgórzu Świątynnym w trakcie przerwania postu. Według służb w środku zabarykadowało się kilkudziesięciu zamaskowanych młodych mężczyzn, uzbrojonych w pałki, kamienie i fajerwerki. Policja miała ich zatrzymać. Zapewne szykowali się na spodziewane w środę grupy Żydów, którzy zwykle wybierają się tutaj w Pesach (święto zaczyna się wieczorem). Dziś policja aresztowała kilka osób, które jak co roku próbowały wejść na Wzgórze, by dokonać rytualnego zarżnięcia baranka. Organizacja Powracających na Wzgórze zachęcała śmiałków – z ulotek wynika, że za aresztowanie z jagnięciem na Wzgórzu ma zapłacić 2,5 tys. szekli, a za udany rytuał 20 tys.

Od rozpoczęcia Ramadanu 22 marca wierni próbują pozostawać w Meczecie na całą noc, a izraelska policja chce temu przeciwdziałać (oficjalnie można przebywać nocą na terenie meczetu tylko w ostatnie dziesięć dni Ramadanu).

Izraelczycy próbowali więc teoretycznie zapobiec starciom, ale w praktyce podlali ogniem gniew modlących się, bo zostało to odebrane jako atak na miejsce kultu. Trudno o spokój, gdy na czele resortu bezpieczeństwa narodowego, nadzorującego m.in. policję, stoi Itamar Ben-Gvir, uważany przez Palestyńczyków i izraelskich Arabów za największe zagrożenie. To również wpływa na nastroje. Ben-Gvir w poprzednich latach próbował zresztą składać jagnię w ofierze i wybiera się na Wzgórze w tym roku (choć już nie planuje składać ofiary).

W dramatycznych zamieszkach aresztowano ok. 350 osób. Na tym nie koniec. I Hamas, i Islamski Dżihad wezwały Gazańczyków, ale też jerozolimczyków i mieszkańców Zachodniego Brzegu, do obrony Wzgórza Świątynnego. W stronę Izraela poleciało kilka rakiet, alarmy podniosły się w graniczących z Gazą kibucach, ale i w mieście Sderot – jeden z palestyńskich pocisków spustoszył fabrykę.

W odpowiedzi izraelska armia zaatakowała cele w Gazie, w tym skład broni należący do Hamasu. Choć jest niemal pewne, że za atakami na Izrael stał Islamski Dżihad. Na razie nie wiadomo, czy będzie to cykliczna potyczka między Izraelem i Gazą, czy jednak Arabowie poczują się w obowiązku bronić Wzgórza. Hamas uznał atak za „bezprecedensową zbrodnię”. Z Gazy płyną dość jednoznaczne instrukcje, by bronić miejsca świętego dla muzułmanów.

Ramadan zawsze dodatkowo podgrzewa nastroje, więc nie dzieje się niby nic nowego. Ale sytuacja może eskalować i wymknąć się spod kontroli, właściwie nie ma dnia w regionie, żeby nie doszło do jakiegoś incydentu – np. wczoraj izraelskie siły zastrzeliły w okolicy Jerozolimy 15-latka, który znalazł się w grupie atakującej wojskowy wóz kamieniami i koktajlami Mołotowa, a dziś w Hebronie ranny został izraelski żołnierz. W tym roku zginęło już 15 Izraelczyków i 86 Palestyńczyków. Można się spodziewać, że decyzje rządu Netanjahu będą tylko podgrzewać emocje, a nie je studzić. Mam tu na myśli przede wszystkim powstającą Gwardię Narodową, okrzykniętą prywatną bojówką Itamara Ben-Gvira. Istnieje obawa, że ta dwutysięczna formacja będzie używana nie tylko przeciwko protestującym na ulicach, ale i wobec arabskich społeczności.

Gdy dochodzi do zamieszek na Wzgórzu Świątynnym, jak mantra wraca pytanie o ewentualność wybuchu kolejnej intifady (druga zaczęła się przecież podobnie). Apele o obronę Wzgórza są de facto wezwaniem do powstania. Obie strony są tego oczywiście świadome, więc przed nami kilka nerwowych godzin, a może i dni. Mało świąteczne to okoliczności, niestety.