Netanjahu vs Izrael

Beniamin Netanjahu, dymisjonując ministra obrony, strzelił sobie w stopę. Teraz musi wypić piwo, którego nawarzył.

Yoav Gallant zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa, do jakiego prowadzi forsowanie reformy wymiaru sprawiedliwości w Izraelu, ostrzegał Netanjahu. Mając stabilną większość w Knesecie, łatwo można zachłysnąć się władzą. Iść na ścianę. Ścianę, którą dziś tworzą tysiące, wychodzących na ulice, by zaprotestować przeciwko planom rządu jak najszybszego przepchnięcia reform wymiaru sprawiedliwości. Rządowi spieszyło się, by jeszcze przed świętem Pesach przegłosować najważniejsze ustawy w Knesecie. Jeśli tak by się stało, w Izraelu, w którym prezydent nie ma prawa weta, rozmontowany byłby poważnie bezpiecznik, jakim jest kontrola poczynań parlamentu i rządu przez Sąd Najwyższy. Wszystko pod hasłem oddania władzy ludziom – skoro to nas wybrali, to my będziemy mieli prawo wyboru wszystkich sędziów w kraju i to my będziemy decydować, które orzeczenia SN nam się podobają, a które nie. To my będziemy ostatecznie decydować, kto w tym sądzie będzie zasiadać. To my będziemy decydować, czy premier może być sądzony za korupcję, oszustwa i złamanie zasady zaufania publicznego, czy nie. My – państwo to my.

Benjamin Netanjahu obłudnie upiera się, że reforma to wzmocnienie demokracji, a nie jej osłabienie, ale w Polsce chyba najlepiej wiemy, jak działa i czym kończy się manipulowanie przy Trybunale Konstytucyjnym i Krajowej Radzie Sądownictwa. Izraelczycy też to widzą i czują – na ulice wychodzą nie tylko zblazowani studenci, ale w zasadzie szeroki przekrój społeczny, w tym także wojskowi, rezerwiści, rzecz niesłychana. Nie tylko Tel Awiw, jak zwykle, ale niemalże cały kraj. Miało być „my”, ale ile tak naprawdę „nas” w nas?

Ostatnia noc była jeszcze gwałtowniejsza, bo dymisja ministra obrony Yoava Gallanta podgrzała wrzątek. Netanjahu  popełnił błąd – nie wyrzuca się ministra obrony, który twierdzi, że przepchnięcie reformy będzie zagrożeniem dla bezpieczeństwa państwa, bo natychmiast rodzi się pytanie – skoro mówi to akurat taki minister, to chyba to coś znaczy? A może premier popełnił błąd mianując Gallanta na to stanowisko? A jeśli nie popełnił wtedy, to jak może dziś zignorować ostrzeżenia ministra? Gallant zwracał się do Netanjahu o zawieszenie prac nad reformą, by dać czas rządowi i opozycji na dogadanie się. Netanjahu nie chciał słuchać. Itamar Ben Gvir nalegał na wyrzucenie Gallanta, więc Bibi się ugiął. Poczucie supermocy chyba nie jest już aż tak wielkie…

Netanjahu sam zapędził się w kozi róg. To nie tylko presja na ulicach, ale również jasne sygnały z Białego Domu i europejskich stolic, jakie ostatnio odwiedził, musiały dać mu do myślenia. Po nocnych naradach w rządzie premier miał rano ogłosić zatrzymanie prac nad reformą, ale to wystąpienie przesunięto… Pewnie ważą się losy samego Netanjahu. Do tego strajk generalny na lotnisku Ben Guriona, odwoływane są loty, do strajku przyłączają się banki, centra handlowe, urzędnicy ambasady w USA. Chaos w całym kraju i groźba rozlewu krwi, bo przeciwko protestującym w Tel Awiwie ma stanąć słynna La Familia, radykalni kibice związani z Beitar Jeruszalajm. To jest poważna sprawa, bo jeśli dojdzie do zamieszek, będzie to dodatkowo obciążało Netanjahu, choć wspaniałomyślnie wzywa protestujących od prawa do lewa o spokój. To jego zadanie jako premiera uspokoić nastroje, a nie ich podgrzewanie.

Jest coś symbolicznego w czasie, w którym to się dzieje. Święto Pesach nazywane jest również Świętem Wolności, upamiętnieniem wyjścia Żydów z niewoli egipskiej i ostatecznie dotarcia do Ziemi Kaanan ludzi wolnych. To bardzo ważny czas w Izraelu, nie tylko dla osób religijnych. W niemal każdym domu w wieczór sederu odczytywana jest Hagada, przypominana jest historia tamtego uwolnienia. Każde dziecko to wie, bo to dzieci podczas sederu zadają cztery pytania o to, czym ta noc różni się od innych nocy. To nie jest tylko kwestia religii, ale podejścia do przeszłości, do tradycji, tego, co ważne. Yuval Harari, który również bierze udział w protestach, zwrócił się ostatnio na łamach „Guardiana” do Netanjahu: „Nie rozumiesz, z kim masz do czynienia. Izraelczycy nie są dobrym materiałem do robienia z nich niewolników. My, Izraelczycy, jesteśmy uparci, beztroscy i nikt nigdy nie zdołał nas uciszyć. Nie pozwolimy wam zamienić Izraela w dyktaturę”.