Reżim Asada nie taki bezkarny?
Historyczny wyrok zapadł przed sądem w Koblencji trzy tygodnie przed dziesiątą rocznicą wybuchu wojny w Syrii.
Orzeczenie ma znaczenie symboliczne, ale i praktyczne. Postawienie Baszara Asada przed międzynarodowym wymiarem sprawiedliwości wydaje się niemożliwe, pozostaje jurysdykcja uniwersalna, pozwalająca osądzać zbrodnie w sądach krajowych, nawet jeśli zdarzyły się gdzie indziej. Tak doszło dziś do skazania 44-letniego Ejada al-Ghariba, byłego pułkownika syryjskiego wywiadu. Dostał cztery lata i sześć miesięcy za pomoc w dokonywaniu zbrodni przeciw ludzkości. Rozkazy wykonywał w Al Khatib, jednym ze sławetnych więzień Baszara Asada. Groziło mu dziesięć lat, ale ucieczka z Syrii i zeznania złagodziły wyrok.
Gharib stanął przed sądem z Anwarem Raslanem, wyższym rangą urzędnikiem reżimu, w kwietniu 2020 r. Obaj otrzymali azyl w Niemczech. W 2019 r. zostali jednak aresztowani, bo uznano ich za „trybiki” aparatu bezpieczeństwa, w którym tortury przeprowadza się „na niemal przemysłową skalę”.
Ghraib uciekł z Syrii w 2012 r. Kiedy ubiegał się o azyl, opowiedział o swojej pracy dla reżimu Asada. Dlatego został oskarżony o pomoc – a pomógł po wiecu w Dumie jesienią 2011 r. zatrzymać co najmniej 30 protestujących. Wszyscy oni trafili do Al Khatib w Damaszku, uważanym za „piekło na ziemi”.
Raslan to 58-letni były generał brygady syryjskiej armii, ciążą na nim zarzuty o zbrodnie przeciwko ludzkości. W Al Khatib nadzorował 58 zabójstw i tortury 4 tys. osób. Grozi mu dożywocie, proces ma się skończyć w październiku.
W sprawie Ghariba zebrano sporo materiału: setki godzin zeznań ocalałych, uciekinierów, dokumentację medyczną, 50 tys. zdjęć przemyconych z Syrii w 2014 r., wykonanych przez uciekiniera z żandarmerii. Widać na nich ciała ok. 7 tys. osób zagłodzonych lub zamęczonych w więzieniach. Zeznania złożyło kilkunastu Syryjczyków (w części anonimowych – niektórzy ich krewni zostali w kraju). Byli gwałceni, bici, wieszani godzinami pod sufitem, poddawani wstrząsom elektrycznym, pozbawiani snu, wyrywano im paznokcie.
Anwar al-Bunni, świadek oskarżenia, w przeszłości został aresztowany przez Raslana. W 2014 r. przypadkiem wpadł na niego w tureckim sklepie w Berlinie, niedaleko obozu dla uchodźców. Al-Bunni jest prawnikiem z ponad 30-letnim doświadczeniem, specjalizuje się w prawach człowieka, spędził kilka lat w syryjskich więzieniach. Raslana najpierw nie rozpoznał, wiedział tylko, że skądś go zna. Kim jest, uświadomił sobie kilka dni później. A kilka lat potem stanęli oko w oko przed niemieckim sądem.
Syria nie jest stroną Międzynarodowego Trybunału Karnego, więc zbrodniarze reżimu nie mogą przed nim stanąć. Rada Bezpieczeństwa ONZ mogłaby zwrócić się z wnioskiem o wszczęcie śledztwa, ale wiadomo, że ani Rosja, ani Chiny się na to nie zgodzą. Pozostaje droga jurysdykcji uniwersalnej – choć i ona jest wyboista. Ci, którzy powinni odpowiedzieć za swoje zbrodnie, nie podróżują do miejsc, w których groziłaby im kara.