Trump królem Izraela

Izraelczycy Donaldowi Trumpowi nigdy nie zapomną, że przeniósł amerykańską ambasadę z Tel Awiwu do Jerozolimy. Nikt mu tego nie zapomni.

Gdyby Donald Trump nie był prezydentem, na pewno byłby królem – królem Izraela. Od dawna nie było amerykańskiego prezydenta tak szczerze kochanego przez Izraelczyków. Zaryzykowałabym nawet tezę, że Izraelczycy dziś bardziej kochają amerykańskiego władcę niż wszystkich swoich polityków razem wziętych. Nawet piłkarska drużyna z Jerozolimy od teraz będzie nazywać się Beitar Trump Jerusalem. W Jerozolimie feta na całego. Stawiły się pierwsze garnitury z Izraela i Białego Domu (najważniejszy przywódca nadawał zza Oceanu).

A więc stało się. Donald Trump, co dziś wielokrotnie podkreślano, w odróżnieniu do innych amerykańskich prezydentów spełnił obietnicę i przeniósł ambasadę do Jerozolimy. Niemożliwe stało się możliwe. Przy okazji padły słowa o tym, w co wierzy Jared Kushner, wysłannik Trumpa na Bliski Wschód, a prywatnie zięć prezydenta. Dowiedzieliśmy się zatem, że wierzy on w to, że „pokój jest w zasięgu ręki”, że przyszłość będzie inna niż przeszłość, że nie będzie to łatwa droga, ale jak ma się wielkie marzenia, to…

Powiało Martinem Lutherem Kingiem. Tyle że jakkolwiek wielkie słowa by nie padły, nie jesteśmy w stanie odczytać, w jaki sposób amerykański ruch z ambasadą miałby przybliżyć obie strony do pokojowego rozwiązania. Palestyńczycy z marszu odrzuciliby wszelkie pomysły zaproponowane przez Amerykanów, bo nie uważają ich już za wiarygodnych mediatorów (nie widzę, by którakolwiek ze stron w ogóle chciała brać udział w jakichkolwiek rozmowach).

Dziś Izrael, Ameryka i Palestyna rozmawiają nie za pomocą słów, ale agresji. Nie, nie zamierzam dać się wciągnąć w rozmowę, kto zaczął, kto jest większym łobuzem, kto ma więcej krwi na rękach, kto ma więcej racji. To po prostu bezużyteczna dyskusja w sytuacji, gdy wszystkie strony mają sporo na sumieniu.

Do chwili, gdy piszę te słowa, jest już kilkadziesiąt ofiar śmiertelnych, setki rannych. To efekt zorganizowanego przez Hamas wezwania, by mieszkańcy Gazy obalili ogrodzenie z Izraelem i zaczęli bić się z żołnierzami i policją graniczną. A te są uzbrojone po zęby po to, by nie dopuścić Gazy do Izraela… Wiadomo, jak kończą się takie nawoływania. Trzeba być skrajnie nieodpowiedzialnym, by wysłać tych ludzi de facto na śmierć.

Niepokojące jest także to, co dzieje się na Zachodnim Brzegu. Tamtejsze władze dały zielone światło do starć z siłami bezpieczeństwa. Wezwanie do przemocy to co innego niż wezwanie do pokojowych protestów. Nic tak nie odejmuje racji jak przemoc. Szkoda, że tylko tak dzisiaj chcą ze sobą rozmawiać.

Także Donald Trump, decydując się na przeniesienie ambasady, zademonstrował siłę. Tyle że z tej siły na razie niewiele wynika. Ameryka między wierszami mówi, że przeniesienie ambasady nie jest rozstrzygające dla przyszłego statusu miasta, ale ich izraelscy partnerzy rozumieją to chyba inaczej. Dla nich to przecież potwierdzenie, że stolicą Izraela jest właśnie Jerozolima. To w tej chwili niuans, bo o żadnych ostatecznych rozwiązaniach nie ma mowy.

Pytają mnie czasem osoby, które mniej interesują się Bliskim Wschodem, o co tam tak naprawdę chodzi, jak to wszystko rozumieć. Mam dla Państwa pewną propozycję. Jeśli mają Państwo czas i możliwość, polecam film dokumentalny wyświetlany właśnie w ramach festiwalu filmów dokumentalnych Docs Against Gravity pod wymownym tytułem „Żydowscy terroryści”. Film opowiada o ludziach z tzw. Żydowskiego Podziemia, którzy w przeszłości planowali i dokonywali zamachów terrorystycznych na cele palestyńskie (burmistrzów na Zachodnim Brzegu, uniwersytet, planowali też wysadzić pięć autobusów w Jerozolimie). Ludzie ci ze spokojem wyjaśniają swoje racje, bo ich racje nadane są przez samego Boga, trudno z nimi dyskutować.

Jednym z ich pomysłów było wysadzenie w powietrze Kopuły na Skale, wypędzenie stamtąd Arabów i zbudowanie na tym miejscu Trzeciej Świątyni, bo dopóki jest ona w rękach arabskich, Palestyńczycy mają przewagę. Zamachowcy, którzy kiedyś siedzieli w więzieniach (i dość szybko ich z nich powypuszczano), dziś mają dostęp do najważniejszych gabinetów w państwie. Wnioski z filmu płyną niewesołe, a konsekwencje są wręcz tragiczne (jeden z byłych szefów służb mówi wprost o groźbie wojny domowej). Patrząc dziś na Jerozolimę, warto widzieć to w szerszym kontekście.

Ja na to, co dziś dzieje się w Jerozolimie, Gazie, Zachodnim Brzegu, Wzgórzach Golan, patrzę z wielkim niepokojem, bo już leje się krew i nie wiadomo, jak zatamować tę katastrofę. Jutro przecież kolejny dzień gniewu. Dzień Katastrofy, jak mówią Palestyńczycy.