Kto nie tańczy „Foxtrota”?
W Izraelu odpowiedź na to pytanie jest krótka i prosta: minister kultury Miri Regev. Ale dlaczego pani minister nie lubi filmu, który ma szansę na nominację do Oscara?
Próbę wyjaśnienia poglądów pani minister Regev podjęłam niedawno w POLITYCE, nie chciałabym się więc powtarzać. Chciałabym jednak szczególnie odnieść się do poglądów Regev w konteście tego najgłośniejszego obecnie w Izraelu filmu, który znalazł się na tzw. krótkiej liście do Oscarów (obok ośmiu innych, wybranych spośród 92 zgłoszonych w tym roku). Film zgarnął już wiele liczących się nagród, łącznie ze Srebrnymi Lwami w Wenecji i ośmioma statuetkami izraelskich Oscarów, czyli nagrody Ofira (w tym tę dla najlepszego filmu, co jest przepustką do amerykańskich Oscarów).
„Foxtrot” w reżyserii Samuela Maoza (ma na koncie również świetny „Liban”) to kawałek dobrego kina, opowieść o rodzicach, którzy nieoczekiwanie otrzymują informację o śmierci syna, który służył w armii, pilnując jednego z posterunków. To film kontrastów: z jednej strony piękne, urządzone ze smakiem telawiwskie mieszkanie, z drugiej błoto i fatalne warunki, w jakich przyszło mieszkać żołnierzom strzegącym posterunku pośrodku niczego. Trauma, ale również sporo wątków humorystycznych i absurdalnych (genialna opowieść o Biblii). Film świetny, również pod kątem estetycznym, ale przede wszystkim w kontekście ważnych pytań, jakie stawia: o odpowiedzialność armii, o jej kondycję moralną, wreszcie o samą konieczność obowiązku poboru. To również pytania o kondycję psychiczną społeczeństwa w kontekście powszechnej mobilizacji.
Doceniony przez izraelskich krytyków, film wywołał również wiele kontrowersji w samym Izraelu. Na czele niezadowolonych stanęła właśnie Miri Regev, która chociaż filmu nie widziała, uznała, że to „dzieło zdrady”, i wezwała do zaprzestania finansowania przez państwo filmów, które są „narzędziem propagandy dla naszych wrogów” i godzą w dobre imię Izraela. Minister uważa, że „Foxtrot” wypacza obraz izraelskiej armii, sprawy wydawać by się mogło w Izraelu nietykalnej (zresztą sama Regev znaczną część swojej kariery spędziła właśnie w wojsku). IDF cieszy się szczególną pozycją w Izraelu. Z jednej strony z powodu obowiązkowej służby wojskowej (uzbrojeni młodzi żołnierze i żołnierki na ulicach są widokiem powszechnym), z drugiej – większość izraelskiej elity politycznej ma za sobą krótsze lub dłuższe epizody pracy na rzecz armii. W kraju wreszcie, w którym kwestie bezpieczeństwa są tak istotne i który mierzy się z rzeczywistym zagrożeniem wewnętrznym i zewnętrznym, rolę armii trudno przecenić.
Problem zaczyna się jednak w momencie, gdy młodzi żołnierze wysyłani są do służby na tzw. terytoria okupowane, na checkpointy, gdzie stają oko w oko z Palestyńczykami. Niektórzy w Izraelu uważają, że służba wojskowa w pewnym sensie demoralizuje tych młodych ludzi, bo stawia ich w pozycji de facto okupantów. Jest wiele organizacji, które zajmują się problemem nieproporcjonalności izraelskiej siły wobec Palestyńczyków, w tym również działaniami armii. To prawicowemu rządowi Netanjahu bardzo się nie podoba, bo uważają działania organizacji jak Breaking the Silence za antypaństwowe (według nowego prawa organizacje samorządowe muszą przedstawiać pełne listy zagranicznych darczyńców i sponsorów).
Krytyka Miri Regev świetnie wpisała się w ten klimat. Przypomnijmy: podczas zeszłorocznej gali wręczenia Ofirów minister ostentacyjnie wyszła z sali, gdy odczytywano wiersz palestyńskiego poety Mahmuda Darwisza. Teraz organizatorzy, by – jak twierdzili – uniknąć kontrowersji, na wszelki wypadek żadnych polityków, w tym Regev, nie zaprosili. Ciekawe, co pani minister powie, gdy „Foxtrot” nominację do Oscara jednak dostanie (a co gorsza, samą nagrodę?). Pikanterii tej rywalizacji dodaje fakt, że wśród dziewięciu filmów na krótkiej liście Akademii jest m.in. libański film „The Insult” (Zniewaga).
Komentarze
Biedni ci żydowscy żołnierze. Ale czy aby na pewno muszą oni służyć w izraelskiej, okupacyjnej armii? Wystarczy przecież, że wrócą oni do kraju swojego (albo swoich przodków) pochodzenia, na przykład do Polski albo Niemiec i nie będą musieli służyć w żadnym okupacyjnym wojsku.
„Niektórzy w Izraelu uważają, że służba wojskowa w pewnym sensie demoralizuje tych młodych ludzi, bo stawia ich w pozycji de facto okupantów.”
Nie tyle sama sluzba wojskowa, co udzial w konflikcie na terenach okupowanych. Kazda armia zaangazowana w konflikt „asymetryczny” stoi wobec problemu demoralizacji ( nie w pewnym sensie jak Pani pisze) zolnierzy i powaznych zaburzen osobowosci. Mialem okazje poznac kilku zolnierzy uczestnikow tego typu konfliktow. Jeden z nich, autor trzech ksiazek autobiograficznych, na pytanie jak widzi minione zdarzenia stwierdzil, ze bylo to 10 lat zmarnowanego zycia. Dzisiaj jest alkoholikiem, ma za soba trzy malzenstwa i co jakis czas probuje zycie zaczynac od nowa. JAk jednak twierdzi i tak mu sie pposzczescilo, gdyz wielu z jego kolegow skonczylo w wiezieniu badz tez popelnilo samobojstwo. Nie sadze by IDF moglo byc bardziej uodpornione na te problemy – moze mniej sie o tym mowi z przyczyn czysto propagandowych i podtrzymania mitu najbardziej humanitarnej armii swiata.
Pozdrawiam
jakowalski, moge mieszkac u ciebie ?
Ben
No problem, o ile stać jest ciebie na czynsz. Dla „Starszych Braci w Wierze” (której zresztą nie podzielam) oferuję 10% zniżki plus dodatkowe 10% za terminowe płacenie gotówką. Przyjmuję szekle.
Szalom!
I, Kovalsky
van der Merwe
Tak, demoralizuje i korumpuje nie tyle sama służba wojskowa, co udział w konflikcie na terenach okupowanych, jako że każda armia okupacyjna (jak to ładnie napisałeś „zaangażowana w konflikt ‘asymetryczny’”) stoi wobec problemu demoralizacji i korupcji a jej żołnierze narażeni są na poważne zaburzenia osobowości wynikające z dylematów moralnych, przed którymi są oni postawieni, a przypominam, że z dylemat moralny z definicji nie ma satysfakcjonującego wszystkich i wszytko rozwiązania. Albo się bowiem służy w okupacyjnej armii i tym samym narusza zasady moralne (a przypominam, że non omne quod licet honestum est), albo też dezerteruje z takiej okupacyjnej armii ze wszystkimi tego konsekwencjami (nie tylko prawnymi, ale także np. potępieniem ze strony rodziny i najbliższych przyjaciół).
Zgoda też, że służba w okupacyjnej armii to są zmarnowane lata życia. Dlatego tez zachęcam wszystkich izraelskich żołnierzy do dezercji, jako ze odróżnieniu od żołnierzy Wermachtu, mają oni dokąd uciec przed służbą w okupacyjnej armii. Poza tym, to nie ma czegoś takiego jak humanitarna armia. Wiem to dobrze, gdyż służyłem (part time, ale zawsze) przez prawie 5 lat w prawdziwym wojsku, czyli LWP i wiem dobrze z przeszkolenia, jakie tam otrzymałem w szkole oficerów rezerwy oraz z obserwacji tejże armii od wewnątrz, że wojsko służy przede wszystkim do zabijania i kaleczenia ludzi i to zabijania oraz kaleczenia profesjonalnego i hurtowego, przy przestrzeganiu zasady jak najbardziej efektywnego wykorzystania posiadanych środków, a więc żołnierz ma przede wszystkim likwidować a przynajmniej unieszkodliwiać wroga, a nie być humanitarnym. Oczywiście, można się humanitarnie zachowywać wobec jeńców wojennych, ale w konfliktach takich, w jakich bierze udział od początku swego istnienia IDF, to nie można sobie pozwolić nawet na humanitarne zachowanie wobec cywilów, jako że każdy cywil należący do wrogiego plemienia (tu Palestyńczyków) jest potencjalnym kombatantem – nawet staruszka z malutkim wnuczkiem na ręku okazać się może zakamuflowanym bojownikiem albo przynajmniej tzw. żywą tarczą. Gdyby IDF była tak humanitarną armią, za jaka się ona podaje w swojej oficjalnej propagandzie, to Izrael by już dawno temu przestał istnieć. Po prostu żołnierz tej armii, od początku znajdującej się w stanie aktywności bojowej, ma tylko jeden wybór: albo zabić, albo też zostać zabitym. A że instynkt samozachowawczy nakazuje mu przetrwać, to musi on zabijać, choćby nawet czuł wstręt do tegoż zabijania.
Pozdrawiam,
LK
@jakowalski
Problem w tym, ze twoi rodacy wywalili wszystkich Zydow, tak ze ci wywaleni Zydzi musieli stworzyc swoje panstwo zeby wreszczie nikt ich nie moglby krzywdzic.
Panstwo to w ciagu zaledwie 70 lat stalo sie niespotykanym sukcesem i dzisial maly Izrael jest w swiatowj czolowce najbardziej rozwinietych panstw.
A ze to sie ni podoba sasiadom, tkwiacym dalej we wczesnym sredniowieczu, niezbedna jest silna armia.
Jakowalskim pozostaje tylko zgrzytac zebami z zawisci.
Na szczescie nic wiecej nie moga.
Prosba o mieszkanie byla oczywiscie ironia.
Kowalski opowiada bajki, a potem powie, że nie zamierza pomagac uchodźcom z Bliskiego Wschodu i Afryki, bo na temat konfliktów, które wypędziły ich z domów nie nakręcono dobrych filmów, a on broni swojej „chrześcijańskiej kultury” odwracania wzroku od nieszczęścia bliźnich.
Tuciu,
1. Zacznijmy może od tego, że nie ma w Europie uchodźców z Bliskiego Wschodu i Afryki, a są tylko nielegalni imigranci ekonomiczni z tego regionu. Ci rzekomi uchodźcy nie są przecież uciekinierami politycznymi, a tylko ekonomicznymi, a więc szukają oni owego nieistniejącego w prawie żadnego państwa azylu ekonomicznego w relatywnie zamożnej Europie czy Australii, zamiast np. w sąsiedniej Turcji.
2. Poza tym, to Polska nie miała nigdy kolonii w tym regionie świata, a wiec niech problemami swoich byłych bliskowschodnich kolonii zajmą się dawne mocarstwa kolonialne, które kolonizowały Bliski Wschód, a więc przede wszystkim Zjednoczone Królestwo i Francja.
3. Nie odwracam też wzroku od nieszczęścia bliźnich i chętnie pomógłbym w zaprowadzeniu pokoju i dobrobytu na Bliskim Wschodzie, ale tam to przecież trzeba zacząć od rozwiązania problemu palestyńskiego, czyli inaczej izraelskiego. Niestety, ale Izrael, zamiast zasiąść bez żadnych wstępnych warunków do rozmów z Palestyńczykami, wybrał opcję siłową, a ta musi się zakończyć klęską tak jak zakończyły się klęską rządy mniejszości etnicznej w Rodezji Południowej (Zimbabwe) i RPA.
3. Nie jestem chrześcijaninem ani też wyznawcą jakakolwiek innej religii. Wyraźnie to chyba napisałem Benowi, że nie podzielam jego „starotestamentowej” wiary ani też żadnej innej wiary wywodzącej się z żydowskiej Tory.
Ben
6. RPA pod rządami białej mniejszości miała jeszcze silniejszą armię niż ma ją dziś Izrael. RPA miała nawet broń jądrową i w odróżnieniu od Izraela, to państwo było samowystarczalne surowcowo, żywnościowo i technologicznie. Ale tam też imigranci z innego kontynentu musieli oddać władzę tubylcom. Bagnetami da się bowiem wygrać wojnę, ale nie da się na ich długo usiedzieć, a Izraelczycy niestety zapominają o tej, jakże oczywistej prawdzie.
Ben
Rozumiem, że chciałbyś u mnie zamieszkać „za fryko”, czyli na sposób bliskowschodni? 😉