Trump zapobiegł wojnie

Pytanie: co dobrego Donald Trump zrobił dla Izraela? Odpowiedź: to, że niczego nie zrobił.

Donald Trump nie spełnił obietnicy z kampanii wyborczej o przeniesieniu ambasady USA z Tel Awiwu do Jerozolimy. Na razie zdecydował o kolejnym przesunięciu w czasie decyzji o przenosinach. Czyli postąpił dokładnie tak samo jak jego poprzednicy (Clinton, Bush i Obama), którzy od lat podpisywali dekrety przesuwające wejście w życie ustawy o lokalizacji ambasady w Jerozolimie.

Nic nie robiąc, Donald Trump uratował (s)pokój na Bliskim Wschodzie i zapobiegł być może nowej wojnie. Prawdopodobnie przekonali go arabscy liderzy (mówi się o królu Jordanii Abdullahu II, który miał mieć zbawienny wpływ na prezydenta USA). Ktokolwiek to zrobił – czy jego osobiści doradcy, czy arabscy przywódcy – Trump podjął dobrą decyzję.

Izraelska prasa uważa, że prezydent USA rozczarował rząd Netanjahu, nie przenosząc ambasady, ale ja uważam, że wszyscy, z Bibim włącznie, odetchnęli z ulgą. Administracja Trumpa pospieszyła z zapewnieniami, że opóźnienie decyzji nie oznacza wycofania poparcia dla Izraela ani wycofania się z obietnicy wyborczej, bo „nie ma kwestii czy, jest kwestia kiedy”.

Ruch Trumpa ma – zdaniem jego rzecznika – wzmocnić szanse na powodzenie negocjacji między Izraelem a Palestyńczykami. Za tymi słowami nic się na razie nie kryje – żadnych negocjacji nie ma i nie widać, by miały się rozpocząć. Jeśli się rozpoczną (podkreślam – jeśli!), status Jerozolimy będzie na pewno jednym z podstawowych punktów. Izrael uważa Jerozolimę za swoją niepodzielną stolicę, z kolei Palestyńczycy widzą Wschodnią Jerozolimę jako stolicę swojego przyszłego państwa. Jak rozwiązać tę kwadraturę koła? Ten, który to zrobi, zasłuży nie na jednego, ale na sto pokojowych Nobli.