Zderzenie z rewolucją

Czym różni się Tunezja od Egiptu? Zupełnie nieźle wyjaśniają to dwa filmy.

„Cztery lata rewolucji” to dokumentalna opowieść o Tunezji, poprowadzona od początku, czyli od samospalenia Mohameda Bouaziziego, co było iskrą wzniecenia Arabskiej Wiosny, aż do kolejnych wyborów parlamentarnych w tym kraju. Demonstracje, wielka polityka, budowanie krok po kroku demokratycznego kraju, wielkie sprawy – pokazane przez historię dwóch kobiet, które łączy wiek, podobna sytuacja życiowa (obie szykują się do ślubu) i aktywność polityczna.

Dzielą – jak nie przymierzając resztę Tunezyjczyków – poglądy na to, jakiej Tunezji chcą. Emna Ben Dżemaa jest dziennikarką, blogerką, zwolenniczką świeckiej Tunezji, która bardziej przypomina Francję czy Szwecję, jak sama przyznaje. I o taką Tunezję walczy wszelkimi możliwymi sposobami.

Dżawhara Ettis jest świeżo upieczoną absolwentką uniwersytetu, wykładowczynią, członkinią islamskiej partii Ennahada, najpierw szefową kobiecej młodzieżówki, później kandydatką do Zgromadzenia Konstytucyjnego. Sama o sobie mówi, że jest feministką, potępia kolejne zamachy terrorystyczne, wierząc, że nie w imię tego islamu, w który ona sama wierzy, są one przeprowadzane. Jest młodą idealistką, dla której nie ma rzeczy niemożliwych, oczywiście w ramach islamu, cokolwiek to znaczy.

Emna stoi po drugiej stronie barykady, marzy o demokratycznej Tunezji, nie ufa islamskiej wersji kraju – uważa, że jej zwolennicy (co zresztą sami przyznają) nie chcą narzucić czy wymusić swojej wizji kraju, ale będą ją wprowadzać małymi krokami, zmieniając mentalność ludzi od przedszkolaków począwszy.

Tunezja, mimo zawieruch i problemów, z rewolucji wychodzi obronną ręką, w końcu powstaje chwalona na świecie konstytucja, odbywają się kolejne wybory, ludzie przestają się bać. Nawet jeśli nie wszystko, o czym marzyli, się spełniło, czują, że są wolni. Faktycznie, Tunezja wciąż walczy z problemami gospodarczymi, nowy rząd przede wszystkim zapowiedział konieczność zaciskania pasa, ale widać, że Tunezja nie chce zamienić się w nieobliczalną Libię.

W Egipcie rewolucja stała się własną karykaturą. Obalonego dyktatora zastąpił islamski prezydent, a jego w końcu wojsko i generał w fotelu prezydenta. Egipt drepcze w miejscu, co czują ludzie, co widać z daleka. Fabularny film „Zderzenie” opowiada o chwili, gdy Egipt ogarnęły zamieszki po obaleniu prezydenta Mursiego. Do policyjnego transportowca jednego dnia trafiają jego zwolennicy i przeciwnicy, ich los zostaje spleciony w ciągu zaledwie kilkunastu godzin. Film nie pozostawia złudzeń, ta rewolucja pożera kolejne swoje dzieci. Nic i nikt ich nie uratuje.

Ten Egipt po rewolucji, kolejnej i kolejnej, nie przynosi żadnej ulgi jego mieszkańcom. Jest jak pudełko, w którym opowiadana jest wciąż ta sama historia, zmieniają się tylko szyldy, ale ono samo pozostaje bez zmian.

Oba filmy widziałam podczas trwającego właśnie Warszawskiego Festiwalu Filmowego. Jeśli ktoś z Państwa ma okazję jeszcze się wybrać, polecam, jeśli nie, proszę pamiętać o tych tytułach – być może uda się je zobaczyć przy innej okazji.