Kogo chce utopić Lieberman?

Dlaczego Awigdor Lieberman jest najgorszym, co może zdarzyć się na Bliskim Wschodzie – właściwie nie pytał, tylko stwierdzał przed siedmioma laty Robert Fisk w „Independent”. Dziś Lieberman staje się numerem dwa w izraelskiej polityce, a pytanie-niepytanie Fiska nie traci niczego na aktualności.

Kiedy Fisk pisał swój artykuł, wydawało się, że gorzej być już nie może, Lieberman, „jeden z najnieprzyjemniejszych polityków na Bliskim Wschodzie” – jak pisał o nim Fisk – zaproponował, by Palestyńczycy byli poddawani swoistym testom lojalności wobec Izraela. I dalej Fisk: „Irakijczycy wyprodukowali pełnego nienawiści Saddama, Persowie głupka Ahmadinedżada, pomijając dziwacznego władcę Libii, a teraz Izraelczycy wynieśli kogoś, kto wy-Szaronuje nawet Ariela Szarona”. Brutalny język Liebermana, który chce topić Palestyńczyków lub wykonywać na nich egzekucje za kontakty z Hamasem, domaga się od nich lojalek lub każe „iść do diabła” egipskiemu prezydentowi, Fiskowi kojarzy się z krwawymi przywódcami byłej Jugosławii Mladiciem, Karadziciem czy Miloszewiciem.

Fot. Edward Kaprov, Wikipedia, CC by 3.0.

Fot. Edward Kaprov, Wikipedia, CC by 3.0.

Tyle Fisk. Nie wiem, czy Lieberman zasłużył na te porównania, pewne jest jednak, że objęcie przez niego fotela ministra obrony nie posunie procesu pokojowego do przodu, a przynajmniej na to się nie zanosi.

Lieberman, któremu wypomina się, że nie ma doświadczenia w sprawach wojskowych (sam był zaledwie kapralem w wojskach artyleryjskich), obejmuje urząd w fatalnym klimacie. Dotychczasowy minister Mosze Jaalon, który podał się do dymisji po tym, jak „utracił zaufanie wobec premiera”, stwierdził, że „ekstremiści przejęli kontrolę nad Izraelem”. Jaalon uważał, że izraelski żołnierz, który zastrzelił rannego Palestyńczyka w Hebronie, powinien zostać osądzony, a nie zwolniony z więzienia, poparł również Jaira Golana, który porównał pewne cechy izraelskiego społeczeństwa do Europy z lat 30. Netanjahu rozstał się z nim bez żalu. Co więcej, cieszy się z powiększenia z 61 do 66 mandatów koalicji rządowej.

Ameryka jest zaniepokojona, ale kto by się tym przejmował? Administracja Obamy już pakuje walizki. Rzecznik Białego Domu stwierdził, że propozycja objęcia przez Liebermana stanowiska ministra obrony „budzi uzasadnione pytania o kierunki jej polityki”, a rzecznik departamentu Stanu, że „nowo zawiązana koalicja jest pierwszym tak skrajnie nacjonalistycznym sojuszem rządowym w historii Izraela. Zdajemy też sobie sprawę, że wielu nowych ministrów odrzuca rozwiązanie oparte na zasadzie dwóch państw”. Nie sądzę, by takie komentarze spędzały sen z powiek premiera Netanjahu, najpewniej pije szampana, ciesząc się z uzyskania stabilnej większości w Knesecie. Kąśliwe komentarze nie robią na nim większego wrażenia.

Nie wiem, czy jakiekowiek słowa robią na nim wrażenie. To przecież sam Lieberman nazwał premiera „kłamcą, oszustem i łotrem”…

Kilka innych próbek możliwości Liebermana:

Zapytany o epitety, jakimi obrzucił Netanjahu: „Z całym uznaniem do spraw personalnych, one są nieistotne”.

O Mubaraku w 2001 roku: „Mubarak działa przeciwko nam, podróżując na konsultacje z Saddamem Husajnem. Jeśli zrealizuje swoją groźbę i umieści wojska na Synaju, będzie to przekroczeniem czerwonej linii, na co będziemy mieć silną odpowiedź, wliczając w to zbombardowanie Tamy w Asuanie”.

W 2006 r. do członków Knesetu, popierających sprawy palestyńskie: „Los kolaborantów w Knesecie będzie identyczny do tych, którzy kolaborowali z nazistami. Kolaboranci, podobnie jak przestępcy, zostali poddani egzekucji po procesach norymberskich po zakończeniu drugiej wojny światowej. Mam nadzieję, że taki los spotka również kolaborantów w tej izbie”.

W 2008 r., znów o Mubaraku: „Po raz kolejny nasi przywódcy udają się do Egiptu na spotkanie z Mubarakiem, a on nigdy nie zgodził się na oficjalną wizytę u nas jako prezydent. Jeśli chce rozmawiać z nami, powinien tu przyjechać. Jeśli nie chce tu przyjechać, może iść do diabła”.

2009 r., hasło wyborcze: „Bez lojalności nie ma obywatelstwa”.

W 2015 r. na konferencji w Herzliji: „Ktokolwiek jest z nami, powinien otrzymać wszystko. Ktokolwiek jest przeciwko nam, nic nie możemy zrobić. Musimy podnieść siekierę i odciąć mu głowę, inaczej nie przetrwamy tutaj. Nie ma powodu, by Umm al-Fahm była częścią Izraela” [miejscowość zamieszkała głównie przez ludność palestyńską, obecnie w granicach Izraela].

Bez lojalności nie ma obywatelstwa, hasło wyborcze Libermana. Fot. Neal Ungerleider, Flickr CC by 2.0.

Bez lojalności nie ma obywatelstwa, hasło wyborcze Liebermana. Fot. Neal Ungerleider, Flickr CC by 2.0.

I zupełnie dla porządku krótkie bio. Awigdor Lieberman za kilka dni skończy 58 lat. Jest przedstawicielem emigracji z byłego Związku Radzieckiego (do Izraela przybył w latach 90.) – urodził się w Kiszyniowie w dzisiejszej Mołdowie. Karierę w polityce zaczynał w Likudzie (był dyrektorem Kancelarii Premiera, gdy Netanjahu po raz pierwszy został szefem rządu), jednak dziś jego siłą jest partia Nasz Dom Izrael, która reprezentuje głównie rosyjską emigrację do Izraela (obecnie w Knesecie mają 5 mandatów).

Lieberman był już ministrem transportu, spraw strategicznych, dwukrotnie ministrem dyplomacji (z przerwą na proces korupcyjny, podczas którego oczyszczono go z zarzutów), wicepremierem. Ariel Szaron wyrzucił go ze swojego rządu, gdy Lieberman nie chciał poprzeć planu wycofania się z Gazy.

Mieszka na osiedlu Nokdim w Dolnie Jordanu na Zachodnim Brzegu, choć deklaruje, że gotów jest się stamtąd wyprowadzić, gdyby trzeba było zlepiać terytoria, by powstały dwa państwa, które rozumie jako państwo żydowskie (tylko dla Żydów) i państwo palestyńskie (tylko dla Palestyńczyków). Nie szczędzi ciepłych słów Władimirowi Putinowi, którego uważa za „uczciwego i demokratycznego”.