Człowiek pokoju odchodzi, wojna trwa

W cieniu koszmaru wojny uznany za człowieka pokoju Szymon Peres zakończył swoją 7-letnią misję jako prezydent Izraela. To symboliczny moment w takim dniu jak dziś, gdy jest tyle ofiar po zbombardowaniu budynku szkoły w Bejt Hanun, służącego jako schron dla Palestyńczyków w Gazie. Nie jest jasne, czyja zabłąkana rakieta uderzyła w ten budynek.

W ostatnich miesiącach urzędowania Szymon Peres nie miał powodów do radości. Na jego oczach padły rozmowy pokojowe. Nie posunięto się w nich ani o krok. Wszystko zostało po staremu, a nawet gorzej. Rozbudowa osiedli na okupowanym Zachodnim Brzegu i we Wschodniej Jerozolimie idzie pełną parą. Abbas zdecydował się na rząd jedności, firmowany przez Fatah i Hamas. Spirala zemsty i śmierci w ostatnich tygodniach została nakręcona i puszczona. Jej siła liczona jest dziś w setki ofiar.

Zaczęło się od bestialskich mordów izraelskich nastolatków. Bestialskiego odwetu i morderstwa młodego palestyńskiego chłopca. Tego już nie można było zatrzymać. Demonstracje, protesty, aresztowania, pobicia, wrogość.

Na Izrael spada deszcz rakiet z Gazy. Izrael odpowiada gradem pocisków na Gazę. Większy, silniejszy, sprawniejszy Izrael ma wszelkie powody, by wygrać tę wojnę, ogłosić, że cele operacji zostały osiągnięte: tunele i wyrzutnie rakiet Hamasu zniszczone. I ten sukces premier Netanjahu będzie mógł ogłosić swoim obywatelom, jednostronnie zawieszając broń, wycofując się z Gazy.

Hamas też będzie mógł ogłosić sukces, bo nie przyjął warunków rozejmu, nie padł na kolana, a według tej narracji Izrael wycofał się w obliczu dużych strat we własnych szeregach.

Tak naprawdę żadna ze stron sukcesu nie odniesie. Hamas szybko wyliże rany, odbuduje tunele, zdobędzie nowe rakiety i wciąż będzie ostrzył kły przeciwko Izraelczykom, napędzał ich strach przed rakietami. Dla mieszkańców Gazy też nic się nie zmieni na lepsze, nie odetchną, bo Hamas przecież niczego dla nich nie ugra. Nie dostanie niczego, czego usilnie się domaga – ani zniesienia blokady Gazy, ani zwolnienia więźniów, ani powiększenia stref połowów.

Izrael nie po to szedł na tę wojnę, by spełnić oczekiwania Hamasu, a Hamas nie po to wystrzelił tyle rakiet, by skapitulować.

Wszyscy to rozumieją, Szymon Peres pewnie też. Brzmiał dziś smutno, gdy mówił, że nigdy nie wyobrażał sobie, że mógłby kończyć urzędowanie, prosząc o międzynarodowe poparcie dla Izraela, nawet jeśli ten odkrywa „ukryte mordercze tunele” i jest uderzany przez rakiety skierowane przeciwko cywilom. Odnosząc się do decyzji Rady Praw Człowieka ONZ ws. śledztwa wobec Izraela, czy nie zostały popełnione zbrodnie wojenne w Strefie Gazy, Peres uznał, że „nigdy nie wyobrażał sobie, że Izrael będzie musiał ostrzegać świat przed szaleństwem terroryzmu, które próbuje rozlewać krew”. Według niego terroryści zamienili istniejącą od 3 tys. lat Gazę w stworzoną przez człowieka tragedię.

Szymon Peres. Fot. Secretary of Defense, Flickr 2.0. by SA

Szymon Peres. Fot. Secretary of Defense, Flickr 2.0. by SA

W ostatnim czasie prezydent bronił decyzji o nalotach na Gazę. Mówił, że zabijanie cywilów to dylemat moralny, na który nie ma moralnej odpowiedzi: „Skoro do nas strzelają, nie pozwalając naszym matkom i dzieciom na spokojny sen, to co możemy zrobić?”. Przy okazji Peres przyznał, że prawdziwym i poważnym liderem, gotowym na pokój, jest prezydent Abbas, z którym – jak wierzy Peres – można zawrzeć pokój.

Co ciekawe, przed kilkoma tygodniami Peres udzielił wywiadu dla telewizyjnego Kanału 2, w którym przyznał, że trzy lata temu, podczas tajnych rozmów z Abbasem, osiągnęli wstępne porozumienia „niemalże w każdej sprawie”, ale tę umowę storpedował premier Netanjahu. Według Peresa Abbas miał się zgodzić na uznanie państwa żydowskiego, a Izrael miał się zgodzić na przyszłe państwo palestyńskie. Tyle że Netanjahu miał poprosić o kilka dni zwłoki, licząc, że Kwartetowi bliskowschodniemu (przedstawiciele USA, UE, ONZ i Rosji) lub b. premierowi Tony’emu Blairowi uda się osiągnąć lepsze porozumienie. „Dni mijały, a lepszego porozumienia nie było. Netanjahu je zastopował” – mówił Peres.

Dziś, po fiasku 9-miesięcznych negocjacji pod auspicjami USA, widać, że w najbliższym czasie nie ma szans, by jakiekolwiek porozumienie zostało osiągnięte. Ba, by w ogóle strony usiadły do rozmów.

Szymon Peres, choć nie uczestniczył w ostatnich rozmowach, na pewno był ich dobrym duchem.

Nowy, zaprzysiężony dziś prezydent Reuwen Riwlin dopiero zaczyna swoją misję. I dla niego to trudny moment. Czas wojny. Mówi, że Izrael nie walczy przeciwko Palestyńczykom ani wierze muzułmanów. Ma też do wrogów wiadomość: „Nie pokonaliście nas i nie pokonacie. Kiedy my używamy rakiet, by bronić cywilów, wy używacie cywilów, by bronić rakiet. A zatem likwidacja terroryzmu nie jest tylko zwykłym aktem, jest aktem humanitarnym”.

Szkoda, że dokonując tego aktu, ginie tyle cywilów. Jakby o tym nie myśleć, aktem humanitarnym nazwać tego nie można. Czas kończyć tę wojnę. Czas pisać historię pokoju. Problem w tym, że każda ze stron posługuje się innym alfabetem.