Iranka za granicą: Włosy nie. Ramiona nie. Całusy nie. A co tak?

Irańczycy kochają piłkę nożną. Iranki też. Na tym przyjemności się kończą. Irański reżim po raz kolejny nie pozwala – nawet w Brazylii – zapomnieć, jak powinny wyglądać szanujące się kobiety. Problem w tym, że to, jak wyglądają, mocno rozmija się z wyobrażeniami władz.

W Iranie zakazane jest wyświetlanie meczy w kawiarniach, kinach czy parkach dla mieszanej, damsko-męskiej publiczności. Co więcej, irańscy oficjele nakazali podróżującym do Brazylii kibickom, by zachowywały się zgodnie z wartościami islamskiej rewolucji. Wyjeżdżając za granicę, powinny podpisać oświadczenie, że wspomnianych wartości będą przestrzegać. Problem w tym, że nie przestrzegają.

Strażnicy rewolucji są oburzeni po tym, jak w mediach pojawiły się zdjęcia irańskich kibicek. Bluzki na ramiączkach, odsłonięte włosy, gołe brzuchy, mocne makijaże – niektóre fanki futbolu z Iranu na mundialowych stadionach nie różnią się właściwie od fanek piłki z innych krajów. Co gorsza, na stadionach siedzą ramię w ramię z mężczyznami. Zgroza. Ponadto za nic mają jedynie słuszne wzory, jakie z okazji mundialu zaprezentował legalny (zarejestrowany w stosownym ministerstwie) dom mody. Według projektów odpowiednio ubrana fanka ma na sobie spodnie i tunikę dobrze maskującą figurę, a także szczelnie przykrywającą włosy chustę. Preferowana kolorystyka nawiązuje do irańskiej flagi.

Tak powinny wyglądać odpowiednio ubrane fanki futbolu. Fot. Al Arabija/Facebook

Tak powinny wyglądać odpowiednio ubrane fanki futbolu. Fot. Al Arabija/Facebook

Moda w Iranie – podobnie jak media, książki, lektury – podlega ścisłej cenzurze. Jednocześnie rozwijają się w „drugim obiegu”, w nielegalnych i tajnych domach mody tworzonych w prywatnych mieszkaniach. Ukradkiem, w obawie przed policją obyczajową. W oficjalnym przekazie wielu religijnych przywódców sprzeciwia się domom mody, bo uważa, że moda jest częścią zachodniej zgnilizny moralnej, przed którą trzeba własnych obywateli strzec. Moda, jako zło konieczne, też musi być zgodna z nakazami szariatu. Na ulicach irańskich miast można oczywiście spotkać kobiety, które próbują godzić żelazne granice narzuconej odgórnie przyzwoitości z pokusą bycia en vogue. Oczywiście nie ma minispódniczek i odsłoniętych ramion, ale widać kolory, fantazyjnie zawiązane chusty, ciekawe wzory.

Iranki muszą mieć się na baczności nie tylko w Iranie, ale też za granicą, zwłaszcza jeśli są osobami znanymi. Ostatnio doświadczyła tego irańska aktorka Leila Hatami (znana choćby z filmu „Rozstanie”, w którym zagrała jedną z głównych ról). Podczas ostatniego festiwalu w Cannes Hatami pozwoliła sobie na „nieobyczajny” według irańskich władz pocałunek na czerwonym dywanie. Cmoknięcie w policzek 83-letniego Gillesa Jacoba bardzo nie spodobało się w Iranie. Minister kultury grzmiał, że uczestnicy takich imprez powinni strzec wiarygodności i czystości Irańczyków, by nie pokazywać światu złego wizerunku irańskich kobiet. Podniosły się nawet głosy (ze strony irańskich studentek), że Hatami – która nie dość, że pocałowała publicznie obcego (niespokrewnionego) mężczyznę, ale też była niestosownie ubrana (nie miała całkowicie przykrytych włosów) – powinna zostać wsadzona do więziona i wychłostana.

Aktorka publicznie postanowiła wytłumaczyć się ze swego „wybryku”. W liście adresowanym do irańskiej kinematografii przepraszała, że swoim zachowaniem zraniła uczucia niektórych osób. Tłumaczyła również, że nie udało jej się poprzestać na uściśnięciu ręki i została postawiona w sytuacji, w której nie miała innego wyjścia. „W moich oczach jest on [Jacob – red.], niczym starszy dziadek, który zresztą był moim gospodarzem” – dodała mieszkająca na stale w Iranie aktorka.

Doskonale rozumiem, że Hatami nie miała innego wyjścia. Jeśli chce pracować w Iranie, jeździć po świecie, musi akceptować narzucone przez ajatollahów reguły gry. Tu nie ma miejsca na spontaniczność i frywolność. Kobieta – niezależnie od pochodzenia i wykonywanego zawodu – musi znać swoje miejsce. Zrywów rewolucyjnych się nie przewiduje.

Przy okazji polecam najnowszy irański film „Rękopisy nie płoną”. Mocne, polityczne kino, które powstało wbrew państwowej cenzurze. Wprawdzie nie o kobiety tam chodzi, lecz o wolność myślenia w państwie, w którym każda myśl i każde słowo znajdują się pod kontrolą. Warto zobaczyć.