Dzieci-żołnierze w Syrii: 100 dolarów za miesiąc służby

„Może przeżyjemy, może zginiemy” – mówi Omar, który w wieku 14 lat przyłączył się do Frontu Al-Nusra walczącego z wojskami Asada w Syrii. Takich jak on młodych chłopców walczących z Asadem, ale także w szeregach popierających go milicji jest więcej. Świat o tym wie. I?

Omar cytowany jest w najnowszym raporcie Human Rights Watch, poświęconym rekrutacji i wykorzystaniu dzieci przez rebeliantów w Syrii. Dokument oparto o wywiady z 25 dziećmi i kilkorgiem dorosłych. Mimo małej próby badawczej wnioski są wstrząsające.

Nie wiadomo, ile dokładnie dzieci walczy z bronią w ręku w Syrii. Według informacji Violations Documenting Center, na które powołuje się HRW, do maja tego roku w Syrii zginęło 194 dzieci, uznanych za „niecywiliów”. Młodocianych wojowników wykorzystują właściwie wszystkie walczące w Syrii grupy zbrojne, w tym Wolna Armia Syryjska, Front Al-Nusra, do tego Islamskie Państwo Iraku i Lewantu, a także grupy bojowników operujące na terenach kontrolowanych przez Kurdów w północnej Syrii.Według raportu młodzi chłopcy przyłączają się do partyzantek z różnych powodów. Często podążają w ślad za krewnymi czy znajomymi, często po prostu mieszkają na terenach, na których toczą się regularne walki, a nie toczą się zajęcia w szkołach. Ponadto islamskie grupy takie jak ISIS coraz bardziej agresywnie szukają dzieci, oferując im darmowe wykłady i szkołę, w tym broń i szkolenie wojskowe.

Dzieci walczą na pierwszej linii frontu, są też wykorzystywane jako snajperzy, są zmuszane do bicia pojmanych więźniów (podany jest przykład 10-12 letniego chłopca, którego zadaniem było biczowanie pojmanych przez ISIS jeńców). Niektóre dzieci mówią, że walczyły nawet w kilku grupach zbrojnych. Jeden z chłopców twierdzi, że otrzymywał 100 dolarów za każdy miesiąc „służby” (a niektórzy zarabiali nawet 135 dolarów, choć nie zawsze było to standardem: niektóre dzieci nie dostawały ani grosza).

Saleh, obecnie 17-letni, który przyłączył się do Wolnej Armii w wieku 15 lat (potem walczył w dwóch kolejnych grupach), mówi, że był pojmany i torturowany przez siły rządowe, a wraz z wojną zawalił się cały jego świat: „Straciłem studia, straciłem przyszłość, straciłem wszystko. Szukałem pracy, ale nie było pracy. To był najtrudniejszy okres dla mnie”. Reszty można się tylko domyślać.

Prawo międzynarodowe zakazuje wykorzystywania dzieci do walki lub ról pomocniczych (jeśli dotyczy to dzieci poniżej 15. roku życia uznawane jest za zbrodnię wojenną). I co z tego? Trzej szefowie z różnych oddziałów Wolnej Armii twierdzi, że wprawdzie oficjalnie nie przyjmowano w ich szeregi młodszych niż 18-latkowie, ale nikt nie sprawdzał dokumentów rekrutów ani też nie odsyłał do domu, jeśli okazywało się, że kandydat był młodszy. Jeden z dowódców z Daraa mówi wprost: „16-, 17-latek nie jest za młody”…

Wprawdzie niektóre grupy postanowiły ukrócić rekrutację młodocianych partyzantów, ale na razie ich wysiłki są niewystarczające. HRW uważa, że każdy ma tu swoje zadanie do zrobienia. Rebelianci mają zaprzestać rekrutowania młodych, weryfikować wiek kandydatów, zdemobilizować już walczących i publicznie potępić takie praktyki.

Rada Bezpieczeństwa ONZ powinna zgłosić do Międzynarodowego Trybunału Karnego ten problem, umożliwiając w ten sposób ściganie zbrodniarzy wojennych, a rządy wspierające zbrojnie opozycję powinny przyjrzeć się, czy nie rekrutuje ona dzieci – w takim wypadku zakręcić kurki z pieniędzmi i wsparciem militarnym…

Organizacje humanitarne działające w Syrii lub w obozach dla uchodźców powinny wspierać edukację młodych i objąć swoimi programami zwłaszcza młodych chłopców w wieku 13-18 lat. Powinny. I?