Wzgórze beznadziei

Od niemal tygodnia w Jerozolimie jest bardzo niespokojnie. Znowu poszło o Wzgórze Świątynne.

W zeszły piątek o godz. 7 rano trzech napastników uzbrojonych w domowej produkcji broń maszynową i pistolet, wychodząc ze Wzgórza Świątynnego, zastrzeliło dwóch izraelskich policjantów pod Bramą Lwów (Brama Świętego Szczepana), a jednego ranili, następnie wrócili na teren Wzgórza, by schronić się tam w jednym z meczetów, gdzie zostali zabici przez izraelskie siły bezpieczeństwa. Ofiary to dwóch Druzów (30- i 22-letni). Napastnikami okazali się młodzi izraelscy Arabowie: 29-latek, 20-latek i 19-latek z arabskiego miasteczka Umm al-Fahm.

Teren Wzgórza zamknięto i odwołano piątkowe modły, co nie zdarzyło się od 1990 r. Bramy prowadzące na Wzgórze zaczęto otwierać w niedzielę, ale ustawiono wokół nich bramki z wykrywaczami metalu. To wywołało wściekłość Palestyńczyków.

Wykrywacze metalu przy wejściu na Wzgórze Świątynne. Fot. Israel Ministry of Foreign Affairs/Flickr CC by SA

Widok na Wzgórze Świątynne. Fot. Dennis Jarvis, Flickr CC by SA

Zarządzająca Wzgórzem pod auspicjami Jordanii islamska instytucja Wakf wezwała muzułmanów do niewchodzenia na jego teren i niemodlenia się w znajdujących się tam meczetach: Al-Aksa i w Kopule na Skale. W ramach tego bojkotu muzułmanie zatrzymują się przed barierkami pilnowanymi przez izraelską policję i tam się modlą. Izraelska prasa pisze też, że Jordania, Arabia Saudyjska i USA naciskają na izraelski rząd, by wycofał wykrywacze metalu. Premier Netanjahu i inni ministrowie bronią jednak tej decyzji, podkreślając, że nie jest ona złamaniem trwającego od 1967 r. status quo wobec Wzgórza, a ma na celu jedynie względy bezpieczeństwa. W ramach tego porozumienia niemuzułmanie nie mają prawa modlić się na Wzgórzu, nie można też śpiewać ani używać symboli religijnych innych niż muzułmańskie.

W Jerozolimie od czterech dni trwają zamieszki, bo Palestyńczycy nie chcą odpuścić. Izrael oczywiście też nie. O ile rozumiem, dlaczego władze Izraela zaleciły umieszczenie tych bramek, to nie do końca rozumiem, dlaczego tak bardzo przeszkadzają Palestyńczykom? W tak wrażliwym miejscu bezpieczeństwo jest sprawą kluczową. Dziwię się nawet, że te detektory postawiono dopiero teraz, kiedy doszło do takiej tragedii. Byłam niedawno na Wzgórzu Świątynnym, przechodziłam przez jedyną bramę, przez którą mogą przechodzić niemuzułmanie (muzułmanie mają do dyspozycji 11 innych). Zostałam poddana, podobnie jak wszyscy, którzy chcieli wejść na Wzgórze, szczegółowej kontroli. Przeszukano mi dokładnie torebkę, poproszono, bym nie wyciągała z niej niczego, co może być odebrane jako jakikolwiek symbol religijny, w tym broszurek i ulotek o Ścianie Płaczu, jakie tam miałam przy sobie. Następnie przeszłam przez bramkę wykrywającą metale. Była to zresztą kolejna kontrola, którą tego dnia przechodziłam, by dostać się pod samą Ścianę Płaczu.

Rozumiem, że sprawa Wzgórza Świątynnego jest również kluczowa dla przyszłości bezpieczeństwa w tym regionie (wszelkie polityczne demonstracje izraelskich polityków zawsze kończyły się rozlewem krwi, łącznie z wybuchem drugiej intifady, po tym jak Ariel Szaron odwiedził to miejsce). Rozumiem argumenty Palestyńczyków, którzy obawiają się, że skrajne prawicowe i religijne grupy żydowskie chcą przejąć to Wzgórze, zburzyć meczety i postawić tam Trzecią Świątynię. O prawo modłów i dostępu przez członków Knessetu w tym miejscu zawzięcie walczy poseł Yehuda Glick (który zresztą jako „wróg Al-Aksy” został przed kilkoma laty postrzelony w Jerozolimie). Rozumiem również władze izraelskie, które w ten sposób próbują przeciwdziałać kolejnym zamachom z użyciem broni palnej.

Jednakże w takiej sytuacji jak teraz obie strony powinny pokazać, że zależy im na uspokojeniu sytuacji i nieeskalowaniu tego napięcia. Wielka w tym rola muftich jerozolimskich, ale również władz palestyńskich, które powinny nawoływać do spokoju, a nie zachęcać do ulicznych protestów, do których dochodzi już w wielu miastach na Zachodnim Brzegu. Mogą się przecież łatwo wyrwać spod kontroli i przerodzić w coś groźniejszego. Na Bliskim Wschodzie, a zwłaszcza w Jerozolimie, Ramallah, Betlejem, Hebronie, Nablusie czy Jerycho, jedna iskra może rozpalić wielki ogień.