Euforia podszyta strachem. Izraelczycy z niepokojem wyczekują niedzieli
W najbliższą niedzielę wróci do domu trzech lub troje zakładników z 33 osób, które mają być uwolnione w pierwszej fazie porozumienia Izraela z Hamasem. I tu zaczynają się schody.
Kto to będzie, nie wiadomo, stanie się to jasne dopiero w niedzielę nie wcześniej niż o godz. 16 czasu w Jerozolimie (i tak ma być za każdym razem, gdy dojdzie do wymiany zakładników na palestyńskich więźniów). Izrael opanowała swoista gorączka; od kilku dni media i zwykli ludzie zastanawiają się, kto w tej pierwszej grupie się znajdzie i czy wszyscy żyją. Bo prawda jest taka, że wśród 33 osób najpewniej są również ciała zmarłych lub zabitych. Dziś do publicznej wiadomości podano wszystkie 33 nazwiska. Jest tu rodzina Bibasów z kibucu Nir Oz: młodzi rodzice i ich maleńkie dzieci Kfir i Ariel (w chwili porwania mieli odpowiednio dziewięć miesięcy i cztery lata). Kilka miesięcy temu Hamas podał, że matka i synowie zginęli w wyniku izraelskich ataków, ale potwierdzenia nie ma.
Porwani mają być uwalniani co tydzień (siódmego dnia czworo, a kolejne trójki 14., 21., 28. i 35. dnia; w ostatnim, szóstym tygodniu, wróci 14 osób). Osobna kwestia to ich stan fizyczny i psychiczny. Izrael wyznaczył sześć szpitali, a w nich specjalne zespoły do opieki nad nimi. – Spodziewamy się, że mają wielonarządowe obrażenia. Będą wymagać rehabilitacji, ale i wsparcia psychologów – mówi prof. Hagai Levine, szef zespołu medycznego z Forum Rodzin Zakładników.
Nauczone doświadczeniem zespoły specjalistów mniej więcej wiedzą, czego się spodziewać. Problem w tym, że poprzednich zakładników wypuszczono po kilku tygodniach, teraz mowa o osobach, które w tragicznie złych warunkach spędziły ponad 15 miesięcy. Mogą mieć choroby i obrażenia (problemy z oddychaniem w związku z brakiem dostępu do świeżego powietrza, skrajne niedożywienie, problemy z sercem, nerkami, narządami ruchu, wzrokiem), dolegliwości rozwojowe i psychiczne, jak traumy, mutyzm, amnezja i inne wynikające ze złego traktowania, agresji, przemocy seksualnej. Nie wiadomo więc, ile potrwa leczenie. – Część uwolnionych wcześniej zakładników doświadczyła „winy ocalenia”, że to oni zostali uwolnieni, a nie ich rodziny czy osoby, z którymi byli przetrzymywani – mówi dr Einat Jehene, psycholog współpracująca z Forum Rodzin Zakładników.
Rehabilitacją mają być objęci zakładnicy, ale także ich rodziny, bliższe i dalsze. Dla 65 rodzin gehenna trwa, bo nazwiska ich bliskich nie znalazły się na liście. Dla większości z nich to niezrozumiałe, że stworzono w ogóle dwie kategorie zakładników. Piszę o „większości”, bo zarówno wśród części rodzin, jak i w społeczeństwie nie ma zgody na umowę. Rodziny zrzeszone w Forum Tikva uważają, że cena, jaką Izrael zapłaci za uwolnienie co najmniej 1,2 tys. więźniów (w pierwszej fazie), jest za wysoka. Dlatego Itamar Ben Gewir zagroził, że opuści koalicję w razie przegłosowania umowy. I tu jest pies pogrzebany. Nie ma pewności, że uda się przejść do fazy drugiej, czyli uwolnienia reszty zakładników i zakończenia wojny. To może nie być na rękę zarówno Netanjahu, jak ich przywódcom Hamasu – dla nich zakładnicy to ostatnia karta przetargowa.
Poza tym nie jest jasne, co się stanie, jeśli Hamas albo Palestyński Islamski Dżihad, który przetrzymywał część zakładników, stwierdzi, że niektórych osób nie da się odnaleźć.
Oddzielną kwestią jest zwolnienie 1,2 tys. palestyńskich więźniów. W czwartek dotarły informacje, że Hamas próbuje storpedować porozumienie, odrzucając wynegocjowane przez Izrael prawo weta w sprawie części przetrzymywanych. Dziś ujawniono pierwsze 95 osób. Są tu ludzie podejrzewani o zamachy na Izraelczykach, posłanka Chalida Dżarar zatrzymana na mocy nakazu administracyjnego (bez zarzutów) kilka miesięcy po rozpoczęciu wojny. Nie wiadomo, czy jest np. Marwan Barghouti, jeden z najpoważniejszych rywali Mahmuda Abbasa do fotela prezydenta (odsiaduje karę pięciokrotnego dożywocia za zabójstwa pięciu Izraelczyków). Jest wielce prawdopodobne, że Izrael wymusi wyjazd części więźniów poza terytoria palestyńskie (w 2011 r. 40 z ponad tysiąca więźniów uwolnionych za Gilada Szalita zmuszono do wyjazdu do Syrii i Turcji).
Samo uwolnienie tak dużej grupy więźniów, nie tylko zresztą członków Hamasu, wzmocni go, pokaże jego skuteczność i siłę. Nie mówiąc o tym, że wśród uwolnionych mogą znaleźć się osoby żądne zemsty (Jahja Sinwar, zwolniony w 2011 r., był jednym z głównych architektów ataku 7 października 2023). Szef agencji bezpieczeństwa wewnętrznego Ronen Bar oznajmił na posiedzeniu gabinetu bezpieczeństwa, który zebrał się w piątek, że aż 82 proc. uwolnionych z 1027 więźniów w 2011 r. wróciło do działań terrorystycznych. Z kolei szef Mosadu David Barnea przekonywał, że umowa jest moralnym długiem, który trzeba spłacić. Jak dodał, zawiera mechanizmy bezpieczeństwa. Można się tylko domyślać, co to oznacza (zapewne służby będą miały uwolnionych na radarze).
Część Izraelczyków, przede wszystkim zwolennicy Ben Gewira, Becalela Smotricza i niektórzy wyborcy Netanjahu, uważa umowę za strategiczny błąd, który doprowadzi do odrodzenia się Hamasu (Netanjahu obiecywał wielokrotnie, że go całkowicie zniszczy). Z drugiej strony są ci, którzy od miesięcy domagają się uwolnienia zakładników „natychmiast”. Ich zdaniem rząd powinien w pierwszej kolejności odzyskać obywateli, a dopiero potem martwić się, jak pokonać wroga (uważają, skądinąd słusznie, że wznowić walki można przecież pod byle pretekstem, ale DOPIERO wtedy, gdy wszyscy wrócą do domu).
W piątek izraelski gabinet bezpieczeństwa poparł porozumienie przy sprzeciwie Ben Gewira, Becalela Smotricza i jednego z likudowców (jego sprzeciw był symboliczny, bo nie ma prawa głosu w tym gremium). Żeby umowa weszła w życie, potrzebna jest jeszcze zgoda całego rządu, który zebrał się mimo szabatu w piątek po południu. Netanjahu ma większość, więc sprawa wydaje się przesądzona. A jednak czekają go burzliwe tygodnie – w razie rozpadu koalicji może mieć problem z przepchnięciem przez Kneset budżetu na 2025 r. i przetrwaniem w fotelu premiera. Być może tylko wznowienie wojny pozwoli mu zachować stanowisko. Potwierdziłyby się w ten sposób najgorsze obawy rodzin zakładników. Od poniedziałku Netanjahu będzie też poddawany jeszcze silniejszej niż dotąd presji ze strony Białego Domu, gdzie 20 stycznia rozpocznie kadencję Donald Trump. Dziś trudno przewidzieć, czy okaże się skłonny do ustępstw.